Gundala - recenzja
2021-04-23 10:31:35Joko Anwar może być znany niektórym polskim widzom z reżyserii horroru "Słudzy diabła". Teraz twórca ten powraca i prezentuje film akcji na podstawie komiksów o indonezyjskim superbohaterze. "Gundala" niedawno wszedł do oferty HBO Go i już możemy wam zdradzić, czy jest to udana produkcja, czy raczej szkoda na nią waszego czasu.
Przez cały seans filmu "Gundala" można było odnieść wrażenie, że jest to połączenie "Ong-bak" z "Thorem". Nasz główny bohater jeszcze przez zyskaniem mocy nadprzyrodzonych był wychowanym na ulicy wojownikiem, który dawał sobie radę z kilkoma przeciwnikami jednocześnie. Później zyskał... moc pioruna i bez Mjolnira był w stanie razić wrogów elektro-strzałami z dłoni. Pokazano nam tez, że pioruny, których od dziecka tak się bał, potem "ładowały" jego ciało energią, zwiększały wytrzymałość i przyspieszały gojenie ran.
"Gundala" fabularnie jest wyjątkowo prostym filmem, czasem wręcz prostackim. Ewidentnie twórcy nie zadali sobie zbyt wiele trudu, by widz jakoś mocniej związał się z głównym bohaterem oraz jego przyjaciółmi. Wszystko dzieje się szybko, a przeskok w czasie, między dzieciństwem, a dorosłym życiem protagonisty jest niemal w losowym momencie. Karykaturalni są też jego przeciwnicy, z aż nadto komiksowym złoczyńcą na czele. Są źli z definicji i nikt nie zawraca sobie głowy ich motywacjami.
Aby dobrze bawić się podczas seansu musimy przymknąć na to wszystko oko i zdecydowanie warto to zrobić, bo istotą tej produkcji są sceny walk wręcz. Te zrealizowano bardzo solidnie, choć nie spodziewajcie się niesamowicie dopracowanej pracy kamery oraz ciekawego montażu. Jest dość realistycznie jak na kino superbohaterskie, a nasz bohater nie jest jakimś turbo kozakiem, tylko miewa spore problemy podczas kolejnych potyczek.
Te zazwyczaj odbywają się na zasadzie "siła złego na jednego", bo atakują go całe kilkunastoosobowe bandy, nawet całe gangi bandytów i to zarówno w scenach z dzieciństwa, jak i później, gdy bohater jest już dorosły. Bywa brutalnie i widać, że twórcy nie boją się pokazywania przemocy, a protagonistę i jego znajomych spotyka wiele przykrych rzeczy. Nie oczekujcie jednak, że krew będzie tryskać na kamerę, bo choć jest to indonezyjskie kino kopane, to daleko tu do stylu z "Raid".
Lekko niezręcznie wyszedł też finał, bo w pewnym momencie pokazano scenę odradzania się dawnego wojownika, który chce zabić naszego Gundalę i na tej prezentacji kolejnego złoczyńcy seans się kończy, urywa wręcz. Na tej samej zasadzie "znikąd" przedstawiona zostaje kobieta, która będzie pomagać głównemu bohaterowi w kolejnym filmie. Marvel zrobiłby to po napisach. W tym filmie też mamy taką scenę (po pierwszej części napisów), ale nadal rozczarowanie, spowodowane zakończeniem przerywanym, w nas pozostaje...
Ocena końcowa: 5/10
Michał Derkacz
fot. materiały prasowe