Dzień Matki - recenzja
2023-05-25 10:39:48Mateusz Rakowicz ro zdolny reżyser, który w 2021 roku dał się poznać z dobrej strony filmem „Najmro. Kocha, kradnie, szanuje”. Tym bardziej szokujące jest to, jak koszmarnie zły jest jego „Dzień Matki”, który 24 maja 2023 roku zadebiutował na platformie Netflix.
Czytając opis fabuły (Kiedy syn, którego nigdy nie
poznała zostaje porwany, była agentka Nina użyje wszystkich swoich
umiejętności, aby sprowadzić go bezpiecznie do domu. Niezależnie od tego, kto
stanie na jej drodze.) błyskawicznie przychodzi nam niepokojąca myśl, że
jest to kopia „Matki”, która ledwo debiutowała także na Netflix. Podczas seansu
skojarzeń z zagranicznymi (i nie tylko) produkcjami jest znacznie więcej, bo „Dzień
Matki” to po prostu sklejka motywów ze słynnych, zagranicznych filmów akcji,
tyle że wykonana wręcz karykaturalnie źle.
Aż trudno zliczyć wszystko to, co się tu nie udało, więc zaczniemy sobie od samego początku. Tytułowa matka (w tej roli, jednej z najgorszych w karierze - Agnieszka Grochowska) zostaje przedstawiona jako polska wersja „Atomic Blonde” (albo właśnie odpowiednik Jennifer Lopez z „Matki”), która jako wrak człowieka dodaje życiu emocji wszczynając bójkę z bandą narodowców. Zaczepka poprzez głośne chrząkanie (kilkukrotnie przewija się w czasie seansu), nokaut poprzez celny rzut puszką piwa i brutalna walka wręcz z wyciem wilka w tle (po co?) dają nam jasny obraz tego, co wydarzy się w dalszej części filmu.
Wszystkie te sceny akcji, podczas których protagonistka morduje tłumy dresiarzy, są teoretycznie zrealizowane w efektowny i nowoczesny sposób, ale z wyraźnym filtrem „polskiej bieda-wersji”, gdzie najbardziej kluczowe i trudne w wykonaniu ujęcia są albo ucięte w montażu, albo schowane poza kadrem. W dodatku (i to jest chyba najgorsze) reżyser wprowadził tu (planowany czy nie?) element komediowy, bo inaczej nie da opisać niektórych kuriozalnych ujęć i tekstów, padających podczas scen akcji. Dla przykładu – mamy ujęcie, w którym jeden z napastników odwraca się do swoich kumpli z nożem wbitym w głowę, a inny pyta go: Nie boli cię głowa? Tego jest tu znacznie więcej i jest to tak głupie i złe, że aż sprawdzaliśmy czy za kamerą nie stał jednak Patryk Vega, bo to totalnie jego żenujący styl, nie wynikający z planów, tylko nieporadności na planie.
Wspominaliśmy o inspiracjach innymi produkcjami, a wystarczy tu wymienić takie tytuły jak „Uprowadzona”, „John Wick” czy polska „Furioza” (łysy psychopata grany przez Sebastiana Delę to jawna, ale absurdalnie komiksowa kalka „Goldena” w wykonaniu Mateusza Damięckiego), jednak „Dzień Matki” nawet nie umie dobrze zgapić od innych. Mówiliśmy już, że krzywdę tym filmem zrobiła sobie (i jej zrobiono) Agnieszka Grochowska, ale beznadziejnego aktorstwa jest tu znacznie więcej. To jak Adrian Delikta wypowiada tekst od razu przypomina nam drewniane i sztuczne postacie z seriali paradokumentalnych w stylu „Trudne sprawy”. „Dzień Matki” to koszmar, który lepiej omijać z daleka, ale wiecie co jest tutaj najgorsze? Twórcy mają czelność sugerować nam sequel!
Ocena końcowa: 2/10
Michał Derkacz
fot. screen youtube.com/Netflix Polska