Demeter: Przebudzenie zła - recenzja
2023-08-15 09:53:27„Demeter: Przebudzenie zła” to nowy horror z postacią słynnego wampira Drakuli, zainspirowany rozdziałem „Dziennik kapitana” z powieści „Dracula” Brama Stokera z 1897 roku. Reżyser André Øvredal ma za sobą już kilka solidnych filmów grozy, ale żaden z nich nie wybijał się ponad przeciętność. Czy tym razem jest lepiej? Przeczytajcie recenzję!
Drakula - ósmy pasażer Demeter
„Demeter: Przebudzenie zła” to adaptacja prozy, ale fani kina grozy bardzo szybko zobaczą niezwykle uwypuklone motywy z genialnego dzieła „Obcy - ósmy pasażer Nostromo”. Gdyby starek kosmiczny podmienić na szkuner „Demeter”, a kultowego drapieżnika na kultowego wampira, to dostalibyśmy właśnie produkcję, która weszła do polskich kin 11 sierpnia 2023 roku. Nie ma tu jednak mowy o tym, aby historia załogi statku, będąca pożywieniem dla potwora spod pokładu, była w stanie dorównać temu, co w 1979 roku zaproponował nam Ridley Scott.
„Demeter: Przebudzenie zła” potrafi zaimponować stroną techniczną. Mamy tu świetnie wykonany statek, na którym rozgrywa się 80% akcji, mamy tu porządną scenografię, charakteryzację i rekwizyty, a zdjęcia i montaż dobrze potęgują napięcie w kilku emocjonujących sekwencjach. Aktorstwo jest przeciętne, ale poszczególne wydarzenia nie dają obsadzie zbyt wielkiego pola do popisu, więc w sumie nie można dziwić się, że nikogo nie zapamiętamy na dłużej.
Drakula jako człowiek-nietoperz
Rozczarowaniem jest sam Drakula, który w tym filmie stanowi połączenie klasycznego wampira z rumuńskiego zamku, który czerpie siłę poprzez picie krwi, ale szkodzi mu światło dzienne ze skrzydlatym potworem na wzór człowieka-nietoperza (wybacz Batmanie!). Wydaje on dźwięki jak dzikie zwierzę, ale wypowiada też pojedyncze słowa. Problem w tym, że ten Drakula nie wzbudza grozy, a gdy widzimy go w całej okazałości, to połączenie praktycznych efektów specjalnych z CGI daje bardziej komiczny niż straszny efekt końcowy.
Co może zaskoczyć?
Natomiast trzeba przyznać, że nasz niefortunny pasażer ewidentnie jest inteligentny, czego niestety nie powiemy o członkach załogi „Demeter”. Walka o przetrwanie szybko okazuje się boleśnie nierówna, ale bohaterowie nie są w stanie wypracować rozsądnego planu, choć każda kolejna noc przynosi im śmierć. Dopiero w finale trzymają się razem i używają broni, co nie musi znaczyć, że dadzą radę przetrwać. Początek filmu zdradza nam, że statek podryfował do londyńskiego portu całkowicie opuszczony, a my w trakcie retrospekcji myślimy jedynie, czy ktoś uciekł wcześniej szalupą, czy wszyscy stali się obiadem Drakuli.
W tym aspekcie jest naprawdę dobrze, bo kilka razy zdziwić może nas scena śmierci danej postaci, którą uważaliśmy za „pewniaka” do końcowego ocalenia. Finał jest jednak słabszy niż można było przypuszczać, a swego rodzaju epilog to już kompletna wtopa. „Demeter: Przebudzenie zła” ma kilka dobrych momentów i ogląda się go nieźle, ale jeśli denerwuje was głupota postaci w obliczu śmiertelnego zagrożenia i dość kuriozalny projekt słynnego Drakuli, to może lepiej odpuście sobie ten seans.
Ocena końcowa: 4/10
Michał Derkacz
Film zobaczyłem w Multikinie Pasaż Grunwaldzki we Wrocławiu.
fot. materiały prasowe