"Całe szczęście" - słodko aż do zemdlenia
2006-12-22 14:18:39Do Walentynek zostały niecałe dwa miesiące, więc dystrybutorzy postanowili sprawdzić, jaką ilość słodyczy i odrealnionej fabuły będą w tym roku w stanie przyjąć widzowie. I zafundowali nam „Całe szczęście".
Ona, Ashley Albright (Lindsay Lohan) to osoba, dla której zawsze świeci słońce. Dosłownie. Nie potrzebuje parasola, gdyż zawsze jak wychodzi na ulicę, niebo się rozchmurza, wygrywa każdą loterię zdrapkową, a w przełomowy dla jej życia dzień kurier przez pomyłkę wręcza jej sukienkę przeznaczoną dla Sarah Jessiki Parker. On, Jake Hardin (Chris Pine) jest jej całkowitym przeciwieństwem, człowiekiem, który nauczył się już żyć ze swoim pechem. Zawsze nosi przy sobie plecak, w którym trzyma przedmioty mogące mu się przydać w codziennej egzystencji - zapasowe skarpetki (kałuże wyrastają pod jego stopami), pastę do zębów (ponoć świetna na oparzenia), apteczkę (kto wie, co się mu może w ciągu dnia przytrafić). Pewnego wieczoru Ona i On przez przypadek spotykają się, całują i... zamieniają swoim losem. Ashley, by odzyskać swoje dawne życie, musi odnaleźć i znów pocałować Jake'a. Tak, naprawdę powstał taki scenariusz...
Donald Petrie swoją reżyserską karierę zaczynał od serialu „MacGyver". Zapewne to przy pracy nad tą produkcją nauczył się, że prawdopodobieństwo oraz w miarę logiczna fabuła nie są wcale najważniejszą cechą filmu. I „Całe szczęście" zajmie na pewno zaszczytne miejsce obok takich jego obrazów jak „Richie Milioner", „Miss Agent" czy „Jak stracić chłopaka w 10 dni"...
A może ja się czepiam? Może komedia romantyczna to gatunek rządzący się swoimi prawami, dopuszczający pewną dozę niedorzeczności i kiczu? Być może. „Całe szczęście" jednak kumuluje w sobie wszystkie grzechy tego typu produkcji i na dodatek dziesięciokrotnie je wzmacnia. Nachalne przesłanie (brzmiące naturalnie, że „miłość zwycięży wszystko"), przesadna słodkość połączone z kiepskim aktorstwem oraz totalnym nieprawdopodobieństwem zdarzeń zbliżają ten obraz bardziej do kina familijnego spod znaku „Buddy'ego - psa na gole" niż do produkcji mającej wycisnąć przynajmniej jedną łezkę spod powieki co bardziej wrażliwych niewiast.
Walentynki to czas w roku, kiedy repertuar kin zapełnia się tego typu filmami. Do 14 lutego pozostały jednak jeszcze dwa miesiące. Całe szczęście.
Marcin Szewczyk
(marcin.szewczyk@dlastudenta.pl)