Aquaman i Zaginione Królestwo - recenzja
2023-12-22 10:47:19James Gunn jest trakcie organizacji swojego uniwersum DC, jeśli chodzi o filmy i seriale. Zanim jednak zobaczymy nowe otwarcie, trzeba zakończyć stare, wypuszczając do kin ostatni rozdział przygód superbohaterów, w wersjach które już dobrze znamy. Tym filmem zamknięcia jest „Aquaman i Zaginione Królestwo”. W obsadzie Jason Momoa powraca do roli Arthura Curry'ego, Patrick Wilson drugi raz wciela się w Orma, a Amber Heard pojawia się w drugoplanowej (ale ważnej!) roli Mery. Yahya Abdul-Mateen II wciela się w Czarną Mantę, bardziej niż dotąd pałającego żądzą zemsty za śmierć ojca, natomiast Nicole Kidman gra Atlannę. Tę plejadę gwiazd ogarnia James Wan, który w pierwszym „Aquamanie” wykreował przepiękny podwodny świat i zaserwował nam bardzo udane kino przygodowe. Czy udało mu się ponownie dostarczyć nam doskonałej rozrywki? A może ostatni oddech starego DC nie pozwolił utrzymać się twórcom na powierzchni i ich dzieło poszło na dno? Odpowiadamy w recenzji filmu „Aquaman i Zaginione Królestwo”!
O czym jest film?
Arthur dzieli swoje życie miedzy dwa światy – podwodny, gdzie jest królem, którego pomysły są tłamszone przez wyższą radę wrogo nastawioną do ludzi oraz ten na powierzchni, gdzie nasz protagonista jest ojcem, mężem i synem, skromnie popijając piwko (bardzo nachalna reklama Guinnessa) i zmieniając pieluchy. Te wyzwania codzienności jeszcze bardziej potęguje powrót antagonisty, który przegrał w finale filmu z 2028 roku.
Czarna Manta jest potężniejszy niż dotąd. Bowiem posiadł moc mitycznego Czarnego Trójzęba, który kryje w sobie starożytną i złowrogą siłę. Aby go pokonać, Aquaman nieoczekiwanie prosi o pomoc Orma, swojego uwięzionego brata i poprzedniego króla Atlantydy. Obaj muszą zapomnieć o różnicach, żeby ochronić królestwo oraz ocalić rodzinę Aquamana i cały świat przed ekologiczną i klimatyczną zagładą.
Tona głupot i trochę zabawy
Scenarzysta David Leslie Johnson-McGoldrick to stały współpracownik Jamesa Wana, który tym razem się nie popisał, dostarczając opowieść naprawdę trudną do uratowania na planie filmowym. Fabularnie „Aquaman i Zaginione Królestwo” to jeden z najgłupszych tytułów w całym uniwersum DC. Dziury fabularne, kompletnie nielogiczne zachowania postaci, kretyńskie konflikty i zwroty akcji, a do tego humor czerstwy, a żarty oklepane i wtórne – to składa się na ogromne rozczarowanie, nawet jeśli idziemy do kina się tylko „odmóżdżyć”.
Charyzmatyczni bohaterowie i gwiazdy obsady w tych kreacjach odrobinę ratują sytuację, ale naprawdę nie jest to historia, która was zadowoli. Na szczęście Wan postarał się, aby wysokie tempo akcji i ilość efektownych pościgów i walk odwracały naszą uwagę od idiotyzmów fabuły. Ten film mimo wszystko dobrze się ogląda, a dwugodzinny seans mija szybko. Szkoda, że nie ma epickiej bitwy na koniec, ale kilka scen faktycznie robi wrażenie.
Wizyta w mieście piratów czy tytułowym królestwie to mocne strony tej produkcji. Z drugiej strony nie udało się już zrobić tego efektu „łał” co za pierwszym razem i podwodny świat już nie zdołał zachwycić i oczarować. Do tego mamy zauważalnie słabsze efekty komputerowe niż w 2018 roku. Czasem ujęcia w CGI wyglądają jak ze starej gry wideo. To składa się na seans zwyczajnie przeciętny, jedynie dla fanów tej wersji Aquamana i przygód opartych na relacji skłóconych postaci, z czasem dochodzących do porozumienia.
Ocena końcowa: 5/10
Michał Derkacz
Film zobaczyłem w Cinema City Wroclavia.
fot. materiały prasowe