Anna - recenzja
2019-07-01 10:44:27Luc Besson w swoich filmach uwielbia stawiać w centrum wydarzeń młode i piękne kobiety, które muszą przezwyciężyć wiele przeciwności losu, by mieć szansę na szczęście i wolność. Bohaterki jego dzieł to zazwyczaj dziewczyny, które los pozbawił wszystkiego oprócz życia. To także postacie silne i szybko uczące się, że w brutalnym, męskim świecie, by przetrwać trzeba kłamać, uwodzić i zabijać. Tak był z Matyldą („Leon zawodowiec”), Leeloo („Piąty element”), Joanną („Joanna d'Arc”), Lucy („Lucy”) i oczywiście - Nikitą („Nikita”). Właśnie z tą ostatnią najwięcej wspólnego ma Anna, z najnowszego dzieła francuskiego reżysera. Jednak czy sprawdzony, ale utarty już schemat sprawdził się po raz kolejny? Czy film „Anna” warto zobaczyć? Odpowiadamy w recenzji!
Z Anną jest dokładnie tak samo jak z Nikitą. Pomijając wyjątkową plątaninę czasu z pierwszych minut filmu („3 lata później”, „2 lata wcześniej”, „poł roku później” itd.), to opowieść jest tu bliźniaczo podobna. Mamy śliczna młodą dziewczynę, która wpadła w złe towarzystwo. Narkotyki, rabunki i niechciany seks to jej codzienność. Wszystko przez chłopaka, który jak sam mówi „przygarną ją z ulicy”. Wegetacja dziewczyny paradoksalnie kończy się gdy ta… wpada w jeszcze większe kłopoty z prawem. Postawiona przed wyborem śmierć albo praca dla KGB podejmuje decyzję. Mijają lata i Anna, która mordowanie wskazanych osób łączy z pracą paryskiej modelki, postanawia, że chce odejść ze służby i odzyskać wolność. To jednak nie będzie takie proste, gdy każdy jej krok śledzą przełożeni z KGB (Luke Evans, Helen Mirren) oraz agent z tej drugiej strony - CIA (Cillian Murphy).
„Anna” to film akcji z elementami kina szpiegowskiego. Gdy początkowy chaos z liniami czasowymi i przedstawianiem historii bohaterki dobiega końca, wchodzimy w klimaty działań podwójnej tajnej agentki, która musi umiejętnie rozgrywać pionki na szachownicy (dosłownie i w przenośni, bo jest miłośniczką gry w szachy). Liczne romanse, zabijanie, podróże, składanie raportów – to jest codzienność dziewczyny, która tak naprawdę, będąc kilkoma osobami na niby, nie może być nigdy sobą. Ten problem przedstawiono bardzo dobrze, a Sasha Luss, choć bez większego aktorskiego doświadczenia, w roli Anny sprawdza się wyśmienicie. Daje radę zarówno w scenach akcji jak i tych dramatycznych.
Jeśli już mówimy o scenach akcji, to w filmie jest ich ledwie kilka i opierają się one głównie na strzelaninach i walce wręcz. Nie jest to poziom choreograficzny z „Atomic Blonde”, ale twórcy zdecydowanie potrafią wzbudzić emocje u widza i sprawić, by trzymali kciuki za bohaterkę. Niestety Anna nie jest tak interesującą i charyzmatyczną postacią jak Matylda czy Nikita i z pewnością jej przygody nie staną się kolejnym wiekopomnym dziełem Bessona.
Na niekorzyść filmu działają też fabularne twisty, których jest zbyt wiele, i które da się w większości odgadnąć zanim zostaną wyjaśnione na ekranie. Ostatecznie „Anna” to tytuł godny polecenia, ale zupełnie nieobowiązkowy. Jeśli lubicie twórczość Bessona, to jest to lepszy film niż „Valerian” czy „Lucy”. Jednak może się tak stać, że przejdziecie obok zmagań Anny kompletnie niewzruszeni.
Ocena końcowa: 6/10
Michał Derkacz
Film zobaczyłem w kinie Cinema City Wroclavia.
Polecamy też: Najlepsze filmy o szpiegach i tajnych agentach >>
fot. materiały prasowe