Alice in Borderland - recenzja 2. sezonu
2022-12-27 10:21:14Uwaga: recenzja zdradza kluczowe elementy fabuły
Japoński serial „Alice in Borderland” powrócił na Netflix z drugim sezonem, w którym Arisu (Kento Yamazaki) i Usagi (Tao Tsuchiya) próbują wyjaśnić tajemnice krainy Borderland, by wrócić do prawdziwego świata. Ten zgrany duet, a także inni bohaterowie podejmują kolejne śmiertelnie niebezpieczne wyzwania, które skalą i trudnością przewyższają te z pierwszego sezonu. W dodatku, tym razem zagrożenie nie pojawia się tylko w czasie gier, ale dosłownie ściga ich po całym mieście. Zamaskowany, niemal niezniszczalny morderca dokonuje masakry wszędzie gdzie się pojawia. Czy grupie zdeterminowanych graczy uda się zebrać brakujące karty i wrócić do rzeczywistości?
Nowe gry na śmierć i życie
Drugi sezon „Alice in Borderland” zaczyna się dokładnie po wydarzeniach z finału pierwszego. Śledzimy dalsze losy postaci, które przeżyły poprzednie gry, a zgodnie z zasadą każdej dobrej kontynuacji, teraz jest jeszcze bardziej widowiskowo i różnorodnie, ale przede wszystkim – groźniej. Gry na śmierć i życie, jakie twórcy wymyślili na potrzeby nowych odcinków są niezwykle emocjonujące i sprawiają, że widzowie razem z bohaterami mogą zastanawiać się nad skuteczną taktyką oraz kolejnymi decyzjami, jakie trzeba podejmować – czasem błyskawicznie, a czasem po dłuższym namyśle. Gry są pomysłowe i naprawdę zróżnicowane. Widzimy te oparte na sprawności fizycznej (np. kontenery czy port), ale i tu trzeba mieć dobry plan, jak też typowo logiczne (np. w sądzie). Fajnie, że twórcy poszli w jakość a nie w ilość. Gier nie jest wiele, zazwyczaj zajmują one ponad jeden odcinek, ale zawsze dostarczają emocji i przyprawiają o szybsze bicie serca.
Lepszy niż John Wick?
Mamy tylko problem ze wspomnianym we wstępie mordercy, który strzela do wszystkiego co się rusza. Ten uzbrojony i opancerzony najemnik przewija się przez cały sezon, mordując uciekających przed nim ludzi. Dopiero 7. odcinek pokazuje, że jego ofiary są w stanie zmobilizować się i zaatakować go wykorzystując przewagę liczebną, ale niestety tutaj pojawia się najbardziej denerwująca i głupia sekwencja z całego sezonu. Zabójca z karabinem okazuje się nieludzko wytrzymałym wojownikiem, który najwyraźniej jest jeszcze lepszy niż John Wick.
Nawet gdy zasadzkę na niego organizuje grupa głównych bohaterów, prawie wszyscy zostają zmasakrowani i z wieloma śmiertelnymi ranami, leżą na ulicy, czekając aż dzielny (choć ukrywający się przez większość tej masakry) Arisu dotrze do ostatniej areny i wygra, uwalniając wszystkich z alternatywnego świata. Z jednej strony, podziwiamy scenarzystów, że nie bali się pozabijać najważniejszych postaci (i to wszystkich jednocześnie) w rewelacyjnie nakręconej scenie, a z drugiej nie mieli odwagi zrobić tego do końca, przez co z zażenowaniem patrzymy jak osoba, która przyjęła serię z karabinu czy kilka ciosów nożem w brzuch, leży wiele godzin, czekając na sukces głównego bohatera.
Alternatywny świat i możliwe zakończenia
Serial „Alice in Borderland” w drugim sezonie pokazuje jeszcze więcej ujęć na niezwykle sugestywny, straszny i piękny, postapokaliptyczny świat. Widzimy jak przyroda przejmuje ulice i budynki wielkiego miasta, co dla wszystkich fanów tego typu klimatów będzie prawdziwą ucztą dla oka. To japońskie postapo robi spore wrażenie, a efekty komputerowe są dobrze wykonane i niemal nigdy nie rażą sztucznością.
Wyjątkowo ciekawe jest także zakończenie, zarówno to dosłowne, jak też kilka alternatywnych, o których opowiada „królowa” w finałowej grze. Podczas seansu aż trudno zadecydować, jaka wizja byłaby najbardziej satysfakcjonująca i najlepiej pasowała do świata przedstawionego. Sztampa i klisza z przebudzeniem się w szpitalu psychiatrycznym? Cyberpunkowa, wirtualna rzeczywistość w bardzo dalekiej przyszłości? A może porwanie przez kosmitów i eksperyment na ludzkości? To wszystko brzmi interesująco. Zaryzykujemy nawet stwierdzenie, że każda z tych alternatyw jest lepsza niż faktyczne zakończenie, gdy po wygraniu ostatniej gry, nasi bohaterowie wrócili do swojej rzeczywistości i okazało się, że… w Tokio uderzył meteoryt, a oni wszyscy jednocześnie doznali trwającej minutę śmierci klinicznej.
Syndrom ocalałego oraz rozmyślania nad tym, jak otarcie się o śmierć zmienia człowieka to ciekawe problemy, ale na zakończenie serialu o szalonych i morderczych grach jest to jednak nie dość satysfakcjonujące i raczej banalne. Ostatecznie drugi sezon „Alice in Borderland” uznajemy za udany, ale z kilkoma wyraźnymi wadami. Na szczęście fajni bohaterowie, za których trzymamy kciuki (choć mają strasznie ostentacyjny „plot armor”) sprawiają, że nowe odcinki oglądamy z zaangażowaniem i przyjemnością.
Michał Derkacz
fot. materiały Netflix