41 dni nadziei - recenzja
2018-07-09 09:42:13Film „41 dni nadziei” przedstawia opartą na faktach historię Tami i Richarda – pary zakochanych w sobie miłośników żeglarstwa. Wspólny rejs przez Pacyfik do odległej o tysiące kilometrów Kalifornii ma być romantyczną przygodą, ale kończy się fatalnie. Czy bohaterka zdoła uratować siebie i rannego ukochanego, dryfując na zniszczonej łodzi? Tego nie zdradzimy. Czy ekranowe wydarzenia są wiarygodne i interesujące? Przeczytaj recenzję!
Baltasar Kormákur, reżyser bardzo udanego „Everestu”, tym razem znów prezentuje nam opowieść o przetrwaniu w skrajnych warunkach. Akcję w „41 dni nadziei” podzielono na dwa główne wątki, które są zmontowane naprzemiennie. Pierwszy skupia się na Tami, która robi wszystko, by zapewnić przetrwanie sobie i chłopakowi, kierując rozbity jacht na właściwy kurs, natomiast w drugim obserwujemy początki znajomość i związku naszej pary bohaterów, przed tym jak wypłynęli w ten tragiczny rejs.
Trzeba przyznać, że taki zabieg narracyjny sprawdza się doskonale. Uniknięto nazbyt oczywistego i banalnego wprowadzania, a jednocześnie w drugiej części nie nudzimy się na śledzeniu rozbitków na ledwo kołyszącym się jachcie. Oba wątki są nawet interesujące, choć to, co dzieje się na oceanie bardziej wciąga widzów. Tami naprawiająca jacht, nurkująca po ryby i zajmująca się Richardem to obrazy znacznie bardziej angażujące, niż Tami chodząca na randki po knajpach.
Tu warto zaznaczyć, że Shailene Woodley w swej roli sprawdza się doskonale. Uwagę przyciąga nie tylko jej zgrabne ciało, tak mocno eksponowane przez twórców, ale też ekranowa charyzma. Aktorka sprawia, że z przyjemnością patrzymy na ekran i jesteśmy w stanie wybaczyć pomniejsze wpadki realizacyjne. Partnerujący jej Sam Claflin też nie zawodzi, jednak jego zadanie w tym filmie jest dość ograniczone.
W filmie „41 dni nadziei” twórcy postanowili zaserwować nam całkiem niezły i dobrze zaprezentowany „twist” fabularny. Osoby, które nie znają faktycznej historii Tami Oldham Ashcraft, mogą bardzo zdziwić się tym, jak ostatecznie toczą się losy bohaterki i jej ukochanego. Zakończenie należy zaliczyć na plus. Zadowalające są też efektowne sceny sztormu, podobnie jak ogólna jakość zdjęć w tej produkcji.
Czy warto zobaczyć „41 dni nadziei”? Jeśli jesteście fanami filmów żeglarskich, to absolutnie polecamy wybrać się na seans. Jeśli nie, to może zainteresuje was dramatyczna, oparta na faktach, historia.
Michał Derkacz
41 dni nadziei, reż. Baltasar Kormákur, prod. USA, czas trwania 96 min, dystr. Monolith Films, polska premiera 6 lipca 2018
Film zobaczyłem w Dolnośląskim Centrum Filmowym we Wrocławiu.
fot. materiały prasowe