Król… niestety bez królowej
2008-02-20 11:00:40James Gray to reżyser, który swoje filmy produkuje długo i rzadko. Jego poprzednie produkcje, choćby „Mała Odessa”, były perełkami. Jak jest w przypadku filmu „Królowie nocy”?
Akcja filmu osadzona została w latach ‘90 zeszłego stulecia. Bobby Green bez oporów korzysta z życia. Pracując w świetnie prosperującym klubie w Nowym Jorku bez skrupułów sięga po używki, a u swego boku ma piękną Evę Mendes. Żyje jednak na pograniczu dwóch światów. Jego rodzina, do której nie przyznaje się przed pomagierami z klubu, zasila szeregi policji. Zarówno brat jak i ojciec uważają go za czarną owcę. Dopiero napaść na rodzinę otwiera lekkomyślnemu Booby’emu oczy na niebezpieczeństwo, jakie czeka każdego, kto nie potrafi się zdecydować na wybranie drogi dobra czy zła. Zaczyna się zgodnie z kanonem.
Mamy dobrego i złego brata. Jeden należy do świata policji, drugi wybiera życie wypełnione alkoholem i narkotykami. Nadchodzi dzień, w którym jednak dochodzi do nawrócenia na jasną stronę mocy i walkę naszego nieszczęśnika o poprawę wizerunku…
Czyżby ktoś ziewnął? Fabuła nie zachwyca i jest miejscami do bólu przewidywalna. Zaskakujących zwrotów akcji brak. Jest co prawda kilka momentów, kiedy mocniej wciskamy się w fotel i oczekujemy co dalej, ale zaraz potem ciśnienie opada i ponownie leniwie żeglujemy ku końcowi. Jedyne co ratuje film, to ładnie wykonane zdjęcia i montaż całej produkcji. Ciekawie zmontowana jest scena jedynego w filmie pościgu, kiedy zamiast odgłosów strzelaniny, słyszymy uderzający o szyby wozu deszcz, oddech kierowcy i stłumione dźwięki z zewnątrz. Wszystko połączone jest tak, że odczuwamy wręcz trudność, z jaką kierowca panuje nad pojazdem. Niestety to tylko kilka minut z przedziału dwóch godzin, jakie spędzamy w kinie. Za mało.
Mamy dobrego i złego brata. Jeden należy do świata policji, drugi wybiera życie wypełnione alkoholem i narkotykami. Nadchodzi dzień, w którym jednak dochodzi do nawrócenia na jasną stronę mocy i walkę naszego nieszczęśnika o poprawę wizerunku…
Czyżby ktoś ziewnął? Fabuła nie zachwyca i jest miejscami do bólu przewidywalna. Zaskakujących zwrotów akcji brak. Jest co prawda kilka momentów, kiedy mocniej wciskamy się w fotel i oczekujemy co dalej, ale zaraz potem ciśnienie opada i ponownie leniwie żeglujemy ku końcowi. Jedyne co ratuje film, to ładnie wykonane zdjęcia i montaż całej produkcji. Ciekawie zmontowana jest scena jedynego w filmie pościgu, kiedy zamiast odgłosów strzelaniny, słyszymy uderzający o szyby wozu deszcz, oddech kierowcy i stłumione dźwięki z zewnątrz. Wszystko połączone jest tak, że odczuwamy wręcz trudność, z jaką kierowca panuje nad pojazdem. Niestety to tylko kilka minut z przedziału dwóch godzin, jakie spędzamy w kinie. Za mało.
Film to niestety klasa średnia. Ogląda się przyjemnie, wszystko wydaje się do bólu poprawne. Mimo to po seansie pozostaje pewien niedosyt. Czas spędzony w kinie przypomina pracę polonisty po pół wieku poprawiania podobnych do siebie referatów na takie same nudne tematy. Brak produkcji tej „iskry Bożej”, która by go wyróżniła. Jest dostatecznie. Jest poprawnie i zgodnie z kanonem. Tylko czy to wystarczy, aby utrzymać widza w kinie?
Anna Kędzior
Słowa kluczowe: król, recenzja, królowa, kino, królowie nocy film filmy James Gray Mała Odessa Eva Mendes