Tiny Pretty Things - recenzja serialu
2020-12-29 12:24:14„Tiny Pretty Things” to nowy serial Netflixa, opowiadający o dążeniu do realizacji marzeń, wyrzeczeniach, pięknie, pieniądzach i tajemnicach. Głównymi postaciami są uczniowie elitarnej szkoły baletowej - Archer School of Ballet w Chicago. Świat kłamstw, zdrady i zaciętej rywalizacji może zniszczyć każdego, ale czy historia z serialu jest interesująca i godna polecenia? Przeczytajcie recenzję „Tiny Pretty Things”!
Serial oparty został na książce pod tym samym tytułem, napisanej przez Sonę Charaipotrę i Dhonielle Clayton. Wszystko rozpoczyna się od tajemniczego upadku najlepszej uczennicy, dzięki której główna bohaterka trafia do szkoły. Neveaha ma pomóc odbudować wizerunek szkoły i zastąpić Cassie - dziewczynę, która spadła z dachu. Trudno jest jej przystosować się do prestiżowego środowiska, które nie jest dla każdego.
Toksyczne relacje
Każdy bohater odznacza się inną bardzo charakterystyczną cechą, dzięki której serial dotyka wielu istotnych problemów. Pojawiają się tu wątki przemocy seksualnej, nietolerancji zarówno religijnej jak i wynikającej z orientacji seksualnej, statusu społecznego, figury czy przeszłości. Opowieść trzyma w napięciu i jest niemal przeładowana relacjami między bohaterami, które napędzają fabułę. Uczniowie spędzają ze sobą całe dnie, ponieważ nie tylko mają wspólne treningi, ale i mieszkają w internacie. Niektórzy znają się od paru lat, a zazdrość jaka jest między nimi jest niewyobrażalna.
Taniec czy jego parodia?
Głównym motywem serialu jest taniec. Szczególnie taniec klasyczny i współczesny, który jest wyzwaniem nawet dla profesjonalistów. Ta piękna sztuka dla środowiska tancerzy jest niezwykle wymagająca, a scena weryfikuje pracę nie zawsze sprawiedliwie. „Tiny Pretty Things” świetnie ukazuje rutynę tancerza - ploteczki przy rozgrzewce na sali baletowej, skupienie przy drążku, determinacja na próbach oraz stała chęć zwrócenia na siebie uwagi. Jednak wiele elementów jest mocno podkoloryzowana, przerysowana. Głównie chodzi o relacje między najlepszymi tancerzami. W tym serialu zrobią oni wszystko aby być na szczycie, a w rzeczywistości każdy wie, że raz się tańczy partie solową, raz duet, a innym razem w zespole.
Piękny spektakl pasji i uczuć
Aktorzy, którzy wcielali się w rolę w życiu rzeczywistym również są tancerzami. Choreografie zostały stworzone przez znanych ekspertów w tej dziedzinie - Jennifer Nichols, Juliano Nunes, Garret Smith, które były niesamowite. Dużą rolę odgrywa również bardzo dobra muzyka, która potęguję emocje. Sceny taneczne, dzięki dobremu montażowi, są bardzo interesujące. Profesjonaliści wykryją niedoskonałości, ale jako całokształt jest to piękny spektakl pasji, uczuć i dążenia do doskonałości. Profesjonalizm serialu widać już od samego początku, kiedy ukazuję się czołówka. Jest ona krótka lecz treściwa i niesamowicie zapada w pamięć. Zawsze po niej narrator tłumaczy jakąś pozycję baletową, nawiązując do życia codziennego, co również jest wielkim atutem.
Czy warto zobaczyć?
„Tiny Pretty Things” to serial pełen świetnej muzyki, niesamowitej scenografii, ciekawej fabuły i kreacji aktorskiej. Jeżeli lubicie taniec, to jak najbardziej jest to produkcja warta obejrzenia. Uczniowie z przymrużeniem oka ukażą ile pracy, determinacji i poświęcenia wymaga taniec i dodatkowo pokażą najmroczniejsze tajemnice szkoły. Odcinki są godzinne, jednak kompletnie się nie dłużą. Fani „Tiny Pretty Things” mogą już wyczekiwać kontynuacji!
Ocena końcowa: 7/10
Dominika Bierczak
fot. materiały prasowe Netflix