Stewardesa - recenzja odcinków 1-3

Kaley Cuoco, po zyskaniu sławy za sprawą roli w serialu "Teoria wielkiego podrywu", stara się dobierać sobie scenariusze, które oferują kompletnie inne wyzwania niż Penny w tym przebojowym sitcomie. Po znakomitych recenzjach jej dubbingu w serialu animowanym "Harley Quinn", przyszła pora na produkcję HBO pt. "Stewardesa". Serial oparty na książce Chrisa Bohjaliana prezentuje nam Cassandrę Bowden, o której nie wiadomo w zasadzie, czy więcej kilometrów spędziła na pokładzie samolotów, czy więcej wypiła drinków, upijając się w różnych zakątkach świata. Jedna z takich upojnych i szalonych nocy, skończyła się jednak dla niej fatalnie i to właśnie jest punktem wyjścia w serialu "Stewardesa". Czy po odcinkach 1-3 mamy ochotę na więcej? Przeczytajcie recenzję!

Jak na dobry thriller/kryminał przystało, już na początku mamy morderstwo, a potem akcja jeszcze się rozkręca. Nasza Cassandra budzi się obok zwłok kochanka, którego poznała na pokładzie samolotu. Bogaty i przystojny Alex (w tej roli Michiel Huisman) leży na hotelowym łóżku z podciętym gardłem, a Cassie kompletnie nie pamięta ani jak to się mogło stać, ani nawet kto jest mordercą. Czy to mogła być ona? Co powinna zrobić? Czy zatrzeć ślady? Komu powiedzieć? Co wydarzyło się w ciągu ostatnich kilkunastu godzin?

Na te pytania odpowiedzi będziemy poznawać razem z główną bohaterką w trakcie kolejnych odcinków, ale już teraz, po seansie pierwszych trzech epizodów, możemy śmiało powiedzieć, że serial jest bardzo wciągającym połączeniem rasowego kryminału z czarną komedią, i to taką naprawdę pomysłową.

Oczywiście, zabieg z zanikami pamięci jest oklepany, ale narracja oraz fakt, że Cassie widzi i rozmawia z zamordowanym Alexem jest bardzo trafiony i kreuje nam wiele fajnych scen dialogowych między tą dwójką. Protagonistka dopiero konsultując z denatem okoliczności tamtej tragicznej nocy przypomina sobie różne fakty, a także lepiej poznaje samego Alexa.

Zarówno Cuoco jak i Huisman grają bardzo dobrze, ale na pochwały zasługują też postacie drugoplanowe. Znajomi z pracy (Rosie Perez oraz Griffin Matthews) są charyzmatyczni i mają ciekawe wątki, a przyjaciółka i adwokatka Cassandry imieniem Annie (Zosia Mamet) z miejsca może stać się ulubienicą widzów. Do tego mamy jeszcze parę detektywów, podejrzewających Cassie o morderstwo oraz naturalnie czarny charakter, zagrażający naszej (opróżniającej kolejne butelki) protagonistce.

Jeśli nie odpadniecie po pilotowym odcinku i sposób opowiadania historii oraz bohaterowie wam się spodobają, to jesteśmy przekonani, że zostaniecie ze "Stewardesą" do końca (rozpisanego na 8 odcinków) pierwszego sezonu serialu HBO. To może być najbardziej szalony lot tej zimy.

Michał Derkacz

fot. materiały prasowe HBO