Shawn Mendes: In Wonder - recenzja
2020-12-14 00:11:42Na kilkanaście dni przed premierą czwartego albumu studyjnego Shawna Mendesa pt. "Wonder", na platformie Netflix pojawił się biograficzny film dokumentalny, ukazujący kulisy tworzenia nowego krążka oraz fragmenty z ostatniej trasy koncertowej 22-latka. Jak bardzo artysta uchylił rąbka tajemnicy oraz czy wspomniał o swoim pierwszym pobycie w Polsce - koncercie w Krakowie z kwietnia 2019 roku? O tym przeczytacie w recenzji!
Z jakim filmem mamy do czynienia?
Film "Shawn Mendes: In wonder" wydaje się być dość chaotyczny, ale takie też jest życie młodego gwiazdora, do którego wielka sława przyszła nagle i niespodziewanie. Podczas seansu możemy dostrzec wyraźny podział osobowości Shawna na artystę, adoratora i człowieka. Z każdą sceną coraz bardziej widać, bijące od Mendesa pragnienie pozostania autentycznym i szczerym zarówno ze sobą, jak i fanami. Chętnie dzieli się swoimi spostrzeżeniami, przemyśleniami i obawami. Mocno zaznacza też, jakie wartości kierują jego życiem i stara się być im wiernym.
Shawn Mendes - artysta
Przede wszystkim film ten otwiera oczy na to, jak wielkim artystą, mimo młodego wieku, jest Shawn Mendes - ile serca i energii wkłada w tworzenie muzyki. Stale śpiewa, ćwiczy i rozgrzewa struny głosowe. Zarówno fragmenty nagrań z trasy koncertowej "Shawn Mendes: The Tour" oraz momenty pracy nad albumem w studio, pokazują, że do występów i tworzenia podchodzi bardzo profesjonalnie, zawsze dając z siebie maksimum możliwości. Często kosztem własnego zdrowia i dobrego samopoczucia, co idealnie obrazuje przywołana w filmie sytuacja chwilowej utraty głosu i konieczność odwołania jednego z koncertów.
Wszystko go inspiruje, a gdy potrzebuje motywacji, ogląda filmiki z Kobem Bryantem. Ma jasną wizję kierunku, w którym chce kształtować swoją muzykę i stale o nim myśli. Mimo że nie zawsze ma świadomość w jakim mieście, punkcie z trasy, się znajduje, to wie, że show musi być tak samo dobre, jak każde poprzednie, bo dla wielu z osób na widowni może być to pierwsze takie przeżycie.
Dzięki temu, że dojrzał i czuje stałe wsparcie fanów, zmienił podejście i już nie stara się być za wszelką cenę idealny, nie zadręcza się potknięciami. Teraz bawi się tym, co robi i więcej sobie wybacza. Wie, że ludzie go wspierają, kochają jego muzykę. Stara się żyć chwilą. Swoje lęki zaczął traktować jak motywator, a nie wroga. Proces tworzenia go pochłania, chce mieć kontrolę nad każdym etapem powstawania piosenek.
Shawn Mendes - adorator
Wielki wpływ na twórczość Shawna miało, i ma w dalszym ciągu, głębokie uczucie, którym darzy koleżankę po fachu - Camilę Cabello. W filmie pokrótce zostaje nam przedstawiona historia związku tych dwojga oraz to, jak obecnie wygląda ich życie. Poznajemy nawet punkt widzenia Camili, która wspomina jak bardzo zapracowany i zajęty pisaniem był Mendes podczas ich pierwszej wspólnej trasy.
Shawn na każdym kroku zaznacza, jak ważna jest dla niego Cabello. Przez to, że podążają podobną ścieżką kariery i dokładnie wiedzą, jakie to uczucie, rozumieją się bez słów i stanowią dla siebie oparcie. Mendes w pewnym momencie wyznaje, że czuje się, jakby przedawkował miłość i to właśnie tylko o tym chce pisać. Prawdopodobnie też pierwszy raz przyznaje się otwarcie do tego, że jego dotychczasowe wielkie hity, jak na przykład "Treat You Better", również były o jego przyszłej dziewczynie.
Shawn Mendes - człowiek
Dla osób, które nie są zaznajomione z twórczością tego kanadyjskiego piosenkarza i autora tekstów, w skrótowy sposób przedstawiono historię jego drogi ku światowej sławie. Dowiadujemy się, że Shawn został odkryty, w sumie przez przypadek, przez Andrew Gertlera (przyszłego menedżera), kiedy ten szukał w internecie piosenki "Say Something" autorstwa A Great Big World i Christiny Aguilery, a wyszukiwarka podsunęła mu cover Mendesa.
Możemy też zobaczyć nagrania z rodzinnego archiwum Shawna, z jego pierwszego koncertu. Wykorzystane fragmenty filmu wykonanego przez ojca Shawna, pokazują, jak bardzo podekscytowani i zaskoczeni byli rodzice chłopaka. Szokowała ich ilość miejsc w sali wykładowej, gdzie odbywał się koncert, a koszulki ze zdjęciem ich pierworodnego wydawały się im niedorzeczne. Teraz nagranie to stanowi dobry materiał do porównania ich obecnego podejścia do zawodu i codzienności syna, która zdaje się już nie robić na nich większego wrażenia. Teraz są jedynie stęsknieni.
Sam Shawn mimo ogromnej presji i sławy zdaje się być cały czas taki sam. Niejednokrotnie zaznacza, że to wszystko zasługa jego przyjaciół i rodziny, którzy ciężko pracują, by woda sodowa nie uderzyła mu do głowy. Widać, że jest człowiekiem skromnym i pokornym. Czasami pragnie powrotu do normalności i oglądania filmów z rodziną, która zawsze go wspiera. Często doskwiera mu także poczucie samotności i wrażenie, że tylko Camila go rozumie. Jest bardzo wrażliwy i żyje w ciągłym strachu m.in. przed utratą głosu.
Odbiór filmu
Jednak nie ma róży bez kolców. Największą wadą tego filmu jest ilość wątków, którą postanowiono poruszyć. Cierpi na tym zarówno relacja z ponad dziewięciomiesięcznej trasy koncertowej, jak i opowieść o powstawaniu nowego albumu pt. "Wonder".
Niestety, fani z Polski nie mają co liczyć na nawet kilkusekundową migawkę z koncertu w Krakowie. Za to w filmie zobaczymy wstawki z kilku innych show, które ułożono w sposób niechronologiczny, co może utrudniać odbiór historii nawet tym zorientowanym w przebiegu trasy.
Linią fabularną filmu zdaje się również być opowieść o problemach zdrowotnych Shawna i jego utracie głosu, ale jest ona przedstawiona w dziwny i niedokończony sposób. Sprawia to, że na początku i pod koniec filmu oglądamy dokładnie te same sceny, ale nie wiemy dlaczego. Brakuje polotu i ciągłości historii. Stałe przeskoki czasowe zaburzają odbiór fanom, a co dopiero osobom niezorientowanym w twórczości czy przebiegu trasy Shawna Mendesa. Film skacze przez wątki mijającej, trwającej, zakończonej trasy oraz momentów w studio i tworzenia nowego materiału. Dodatkowo upchano wątek rodzinny i ten opowiadający o miłości do Camili, co sprawia, że obraz ten jest o wszystkim i o niczym.
Kolejnych trudności w utrzymaniu uwagi osoby, która dopiero chce poznać historię Shawna Mendesa, może dostarczać sporadyczne zapominanie o przedstawianiu osób z jego otoczenia. W konsekwencji nie wiemy z kim mamy do czynienia i kim ta osoba jest dla głównego bohatera albo wiemy zbyt mało. Powierzchownie została też przedstawiona i nagle wtrącona historia o tym, skąd tak naprawdę Shawn się wziął oraz wątek pojawienia się w jego życiu Camili.
Jeśli chodzi o samą promocję płyty "Wonder" i prezentowanie jej "od kuchni" to wyszło to całkiem sprawnie. Na jedenaście dni przed premierą albumu fani mogli być świadkami rodzących się w głowie Shawna pomysłów i procesu tworzenia oraz nagrywania siedmiu piosenek, z czego pięć było całkowicie nowych. Co prawda pokazano tylko fragmenty z ich powstawania, ale jeśli obejrzało się końcowe napisy, to można było poznać ich tytuły jeszcze przed oficjalnym ujawnieniem tracklisty. Widać było, jak bardzo Shawn był zaangażowany w proces i przez to można nabrać respektu do jego pracy, wiedząc, że opiera się ona głównie na jego pomyśle, a nie ludzi z zewnątrz. Już po premierze albumu można było również zauważyć m.in. drobne zmiany w tekście piosenki "Look up at the stars", co na pewno stanowi smaczek dla fanów.
Czy warto obejrzeć "Shawn Mendes: In Wonder"?
Film ten trwa zaledwie 83 minuty i zrealizowany jest w miarę estetyczny sposób. Zawiera również dobrą realizację dźwięku i muzykę. Dla sympatyków Shawna może stanowić ciekawe, ale nieodkrywcze, uzupełnienie już posiadanej wiedzy o idolu i spojrzenie na jego stan emocjonalny oraz sposób, w jaki podchodzi do trasy koncertowej. Natomiast dla osób nowych, może być niewystarczająco treściwy i męczący w odbiorze, przez brak jednolitej, chronologicznie przedstawionej historii. Jeśli jednak mamy wolny wieczór i lubimy filmy dokumentalne o muzykach, to nic nie stoi na przeszkodzie, by poświęcić mu chwilę i zobaczyć zwykłego gościa, który naprawdę kocha muzykę.
Ocena końcowa: 6/10
Urszula Kokot
Fot. materiały prasowe Netflix