Rezydencja pod truskawką - recenzja festiwalowa
2021-08-19 21:53:10Zapewne nieraz miałeś sytuacją, kiedy sen wydawał się tak realistyczny, że zaraz po przebudzeniu musiałeś dokładnie sprawdzić swoje położenie. Czy to na pewno mój pokój? Czy jestem w ogóle w swoim mieszkaniu? Jaka jest pora dnia? Dlaczego śni mi się tyle jedzenia? Masa niezrozumiałych pytań, a tym bardziej odpowiedzi, kłębiła się w twojej głowie. Nie będzie odkrywczym stwierdzenie, iż sen może obrócić życie o sto osiemdziesiąt, a nawet trzysta sześćdziesiąt stopni. Myślałaś kiedyś o tym, jak by wyglądała ekranizacja twoich snów? W „Rezydencji pod Truskawką” możesz zobaczyć namiastkę tych dzikich marzeń. Przeczytajcie recenzję filmu Kentuckera Audley oraz Alberta Birney’a.
Przeczytaj także: 21. MFF Nowe Horyzonty: 12 filmów walczy o Grand Prix i Nagrodę Publiczności
Co tu się właściwie dzieje?
Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że film ma fabułę, która nadaje sens i ciągłość. Z reguły na wstępie poznajemy najważniejszych bohaterów, którzy stopniowo wprowadzają nas do historii. Ta z kolei klaruje się wraz z upływem czasu, by po skończonym seansie móc śmiało stwierdzić: teraz rozumiem! W tym przypadku będzie trochę inaczej. Na ekranie pojawia się mały, różowy pokój. Główna postać, czyli James Preble (Kentucker Audley), wygląda na wyniszczonego człowieka, liczącego ostatnie minuty życia lub czekającego na pomocną dłoń. Ta oczywiście nadchodzi, bo na scenę wkracza Buddy, czyli Linas Phillips, który oferuje mu znacznie więcej – kubełek kurczaków. I w taki właśnie sposób, siedząc wspólnie przy jednym stole, zajadają się pysznościami, a świat wraca do normy. Jest trochę ciekawie, prawda? A to dopiero początek.
James jest audytorem snów. Swoją prace wykonuje od piętnastu lat, a to wszystko za sprawą nowego rządu. Zostało wprowadzone bowiem prawo, aby każdy sen oraz marzenie dokładnie spisywać i rejestrować na kasetach. Po co? Ano po to, by kontrolować dogłębnie społeczeństwo. Przecież to właśnie nasze myśli są prawdziwym odzwierciedleniem poglądów na rzeczywistość. James przeprowadza ankiety, robi notatki, wywiady i w ten prosty sposób łatwo można wyeliminować zagrożenie. Któregoś dnia dostał zlecenie, by odwiedzić piękną rezydencję niejakiej Arabelli Isadory, graną przez Penny Fuller. I tu się sprawy komplikują, bo kobieta skrywa sekret, a jej ekscentryczna osobowość nie pozwala na szybkie zaufanie we wszystkie słowa.
Niezrozumiałe marzenia
Z tym filmem może być poważny problem: niezrozumiałe wątki, niewyjaśnieni bohaterowie oraz nurtujące pytanie – dlaczego ten element pojawia się właśnie w tym miejscu? Są dwie drogi, by sprawnie to wytłumaczyć, a i obronić film. Jeśli skupiamy się na marzycielskim wątku, któremu pozwalamy puścić wodze wyobraźni, szaleć w różne strony i po prostu tworzyć obraz podobny do naszych snów – pokochamy całość. Poczujemy te atmosferę, która nieraz zmusi nas do uśmiechu. Jeśli obierzemy inną ścieżkę, a we wszystkim będziemy doszukiwać się głębokiej istoty każdego epizodu – spotkamy się ze ścianą. Szczury lądowe, wilk w ludzkiej skórze, potwór o niebieskiej karnacji oraz nieustannie powracające kurczaki w panierce, będą nam towarzyszyć do końca. Czy musi być tego jakieś drugie dno? Może należałoby spojrzeć na to ze strony głównego bohatera i spróbować dopasować te wszystkie elementy do jego charakteru i życia? W ten sposób zbudujemy niezły profil James’a, a co ciekawe – twój kolega wcale nie musi mieć takiego samego rysopisu.
Należy wspomnieć o kadrach, ujęciach i ziarnistym filtrze. Oniryczny nastrój, królujący praktycznie w całej historii, wprowadza idealnie w atmosferę filmu. Te wszystkie bajkowe, nieco rozmyte zdjęcia, są uzupełnieniem fabuły. Można by się pokusić o stwierdzenie, że film wysokiego budżetu na realizację raczej nie miał, co widać w poszczególnych epizodach, ale nie wpływa to na ogólny odbiór. Do tego dochodzi gra aktorów, którzy swoim zachowaniem i dialogiem, tworzą trzymający w napięciu film. Dodajmy do tego jeszcze gadające wilki, myszy i proszę bardzo - mamy paranoiczny dreszczowiec.
"Rezydencja pod Truskawką" nie będzie czymś nowym. Jeśli jesteś kinomaniakiem, to z pewnością szybko znajdziesz odpowiednik do tej historii. Niemniej - jest to bardzo dobry film. Piękne ujęcia, karykaturalne postacie i senna aura tworzą magiczną atomosferę. Warto!
Klaudia Kowalik
Film znalazł się w programie 21. MFF Nowe Horyzonty w sekcji "Nocne Szaleństwo".
fot. materiały prasowe