Projekt Adam - recenzja
2022-03-14 09:29:52Reżyser Shawn Levy zna Ryana Reynoldsa ze wspólnej pracy przy przeboju „Free Guy” z 2021 roku, a już w 2022 roku panowie ponownie spotkali się na planie filmowym. Tym razem była to produkcja Netflix, pod tytułem „Projekt Adam”. Czy także w tym przypadku udało im się zrobić widowiskowy i wciągający film, czy raczej mamy tu do czynienia z tzw. zmęczeniem materiału?
Projekt Reynolds
Wiecie już, że w obsadzie jest Ryan Reynolds, ale na ekranie pojawiają się też takie gwiazdy jak Mark Ruffalo, Zoe Saldana, Jennifer Garner czy Catherine Keener, co ewidentnie wskazuje na to, że Netflix chciał dodać do oferty wielki przebój, z kinowym budżetem i potencjałem na kontynuacje. Tymczasem „Projekt Adam” można określić wyłącznie jako porażkę, której nie polecamy nawet największym fanom kanadyjskiego odtwórcy Deadpoola. Niestety, ten utalentowany aktor nadal nie wyszedł z tej roli i po raz kolejny „gra siebie”, co jest już po prostu męczące. Szkoda też, że znający go reżyser, z premedytacją nie wymaga niczego nowego, a jedynie przyklaskuje odtwórczej pracy, której efekt znamy nawet bez oglądania choćby minuty filmu.
Głupota podróży w czasie
Okej, załóżmy jednak, że uwielbiamy Reynoldsa i chcemy oglądać go zawsze grającego tę samą postać, bez względu na tytuł filmu. Czy „Projekt Adam” zaciekawi nas fabularnie? Nie! To kolejna opowieść o podróżach w czasie, której twórcy (ustami bohaterów) starają się nam wyjaśnić, że zmieniając przeszłość wpływamy na obecną linię czasową, co jest bzdurą już od czasu nieporównywalnie lepiej zrobionego „Terminatora”. Jeśli będzie was denerwować ta głupota, to możecie nawet nie odpalać „Projektu Adam”, bo fabuła wraca do oszukiwania przeznaczenia co chwilę.
Dwie zalety wśród natłoku wad
Trudno by było inaczej, skoro główny bohater cofa się w czasie i spotyka... samego siebie, z tym, że w wieku 12 lat. Tu pojawia się jedna z nielicznych zalet tej produkcji - Walker Scobell, czyli nastoletni aktor, grający „młodego Reynoldsa”. Faktycznie, nie dość, że chłopak jest do niego bardzo podobny, to jeszcze potrafi naśladować manierę w mówieniu i styl bycia dorosłego aktora. Niestety, choć jest to fajne przez pierwszych 5 minut, potem już tylko irytuje, gdy zdajemy sobie sprawę, że na świecie nie istnieją dzieci zachowujące się w ten sposób w takich sytuacjach (śmieszkowanie w obliczu zagrożenia życia i rozłąki z matką).
Efekty specjalne to druga z zalet, ale tu problemem jest ich ilość. „Projekt Adam” to produkcja, która nie wie czym chce być. Jeśli mamy dostać film sensacyjny, to strzelania, walki i pościgów jest zbyt mało, a ich kosztem oglądamy wiele nudnych dialogów o tym, jak istotne jest spędzanie czasu z rodziną. Jeśli mamy oglądać dramat rodziny, rozdzielonej przez przeznaczenie oraz czas (nawet gdy da się w nim podróżować), to akcenty humorystyczne powinno się dawkować nieco uważniej, odchodząc od żartów z pierdzącej rany (serio, zrobili tu coś takiego).
„Projekt Adam” to produkcja bardzo nieudana, rażąca schematami, banałem, tanimi emocjami i fabularną głupotą nawet w ostatniej scenie, gdy mamy wierzyć, że dwoje aktorów po 40-stce wiarygodnie zagra studentów na sali wykładowej. No po prostu nie.
Ocena końcowa: 3/10
Michał Derkacz
fot. materiały Netflix