Napoleon - recenzja
2023-11-30 10:35:00Joaquin Phoenix w filmie Ridleya Scotta. Taka sytuacja ostatnio miała miejsce jeszcze za czasów „Gladiatora” 23 lata temu! Teraz panowie spotykają się na planie biograficznej produkcji historycznej o karierze Napoleona Bonaparte. Czy to udane dzieło? Przeczytajcie recenzję filmu „Napoleon”!
Nieustępliwe dążenie Napoleona do władzy, jego kariera
polityczna i militarna są tu pokazane z naciskiem na burzliwy, niemal toksyczny,
ale niepozbawiony miłości związek z jego jedyną, życiową partnerką Józefiną. Przez
ponad 2,5 godziny oglądamy jak przeplatają się sceny z życia prywatnego zdolnego
i nieprzebierającego w środkach stratega i dowódcy z typowo historycznymi
fragmentami z życiorysu słynnego człowieka, o którym każdy z nas pewnie coś
wie, skoro facet pojawia się w hymnie Polski.
Ridleya Scotta interesuje Napoleon jako człowiek – jednostka tyle potężna co drobna, silna na zewnątrz i krucha w środku, bezwzględna w bitwie i przygnieciona przez otoczenie, panująca nad sytuacją, przewidująca ruchy wrogów, a jednak zaskoczone zjawiskami losowymi, szalonymi, pozornie nieracjonalnymi.
Wszystkie te emocje, twarze i postawy wyśmienicie zagrał Joaquin Phoenix, który jest obecnie jednym z kilku najlepszych aktorów na świecie. Problem tylko w tym, że akurat ten laureat Oscara nie do końca pasuje do roli Napoleona Bonaparte. Jest to nie tylko kwestia aparycji, ale też charakteryzacji, która mimo upływu wielu lat nie zmienia się zbyt widocznie. Może lepszym pomysłem byłoby oddanie roli młodego bohatera komuś innemu a po przeskokach w czasie Phoenix’owi, albo solidniejsza zabawa z makijażem czy nawet efektami CGI.
Podobnie sprawa wygląda z Vanessą Kirby, której przypadła rola Józefiny. Piękna, zdolna i modna aktorka ma zbyt współczesny i hollywoodzki typ urody jak na tamte czasy. Szkoda też, że tak po macoszemu potraktowano inne, liczne romanse i partnerki słynnego Bonaparte. Jest to swoją drogą ogólny problem nowego filmu Ridleya Scotta. Chaos narracyjny i liczne przeskoki w czasie nie pomagają połapać się we wszystkich niuansach kariery (i jej końca) głównego bohatera. Sprawę ratują napisy na ekranie, ale szybko widzimy, że ze z początku „Napoleon” trwać miał aż 4 godziny!
Pochwalić musimy doskonałe zdjęcia Dariusza Wolskiego, który proponuje piękne kadry i ruchy kamerą bez względu na to czy obserwujemy zamieszki na ulicach Paryża, kameralną scenę rozmowy wewnątrz pałacu, czy spektakularną scenę batalistyczną. No właśnie – bitwy! Już dla nich warto iść do kina, bo ilość statystów, zdjęcia i realistyczne podejście do prezentacji walk to coś, co głównie po „Napoleonie” zapamiętamy. Zawsze wiadomo, co się dzieje i dlaczego, jest naprawdę krwawo, a niepojęta ilość trupów jaką w liczbach przedstawiają plansze końcowe znajduje swe odzwierciedlenie na ekranie.
Scott i Phoenix zrobili razem całkiem niezły film, wcale nie tak koszmarny jak krzyczą krytycy, wieszczący mu Złote Maliny. Trzeba tylko mieć świadomość, że na ekranie nie zobaczymy wszystkiego. To nie jest typowy film historyczny dla licealistów, ani miłosna drama dla seniorów. Widowisko to wymaga samodzielnego pogłębienia wiedzy o Napoleonie, jeśli wcześniej nie była wam znana jego biografia. Po seansie można się też zastanowić, jak wiele miłość ma wspólnego z wojną...
Ocena końcowa: 6/10
Michał Derkacz
Film zobaczyłem w Kinie Nowe Horyzonty we Wrocławiu.
fot. materiały prasowe