Rebel Moon - Część 2: Zadająca rany - recenzja
2024-04-22 09:37:38„Rebel Moon - część 1: Dziecko ognia” Zacka Snydera to nie jest szczególnie dobry film, ale w recenzji pisaliśmy o kilku jego zaletach. Od 19 kwietnia 2024 roku na platformie Netflix dostępna jest bezpośrednia kontynuacja pt. „Rebel Moon - część 2: Zadająca rany” i w tym przypadku znanemu reżyserowi poszło już znacznie gorzej. Czy jednak i tym razem warto zobaczyć? Przeczytajcie recenzję!
Zack Snyder - część każda: kochający slow motion
Twórca „300” nie może żyć bez zwolnionego tempa. Ujęcia, a nawet całe sceny w slow motion pojawiają się w jego filmach od zawsze i są nadal wizytówką tego twórcy. Oczywiście pojawiają się także w „Rebel Moon 2” i to w takich ilościach, że gdyby puszczono je w normalnym tempie, seans zostałby mocno skrócony.
Fakt, czasem wygląda to fajnie, ale niestety w tym filmie zwyczajnie przesadzono, stosując takowy zabieg czy trzeba, czy nie trzeba. Tutaj dosłownie w każdej scenie akcji mamy zwolniony czas np. podczas walk na miecze, wybuchów, ale też biegania, upadania, skakania, ale Snyder poszedł o krok dalej i zrobił… żniwa w slow motion!
A tak naprawdę akcja zdecydowanie lepiej prezentowałaby się, gdyby zamiast tego aktorzy dawali popis w czasie rzeczywistym – imponowali sprawnością w ciekawych choreografiach walk. Może scena z teoretyczną mistrzynią miecza Nemesis zamiast pompatycznie ginąc, mogłaby zademonstrować cokolwiek poza smutnym wzrokiem. Choć z drugiej strony, ona i tak nie obchodzi nas wcale, podobnie jak cała reszta bohaterów.
Rebel Moon - część 2: nieobchodząca widza
Zack Snyder w pierwszej części nie zbudował interesujących postaci, a jedynie tekturowe figury z maksymalnie jedną cechą osobowości. Kontynuacja stara się dodać każdemu jakiejś głębi, ale robi to beznadziejnie. Dostajemy napakowane ekspozycją retrospekcje, a podczas akcji też nikt nas nie interesuje, bo bardziej patrzymy na zegarek licząc sekundy ujęć w zwolnionym tempie oraz czas pozostały do końca. Efektem tego jest totalny brak przywiązania do bohaterów z protagonistką na czele, ale również złoczyńca jest karykaturą - gościem, którego śmierć nawet nas nie cieszy, a jedynie irytuje, gdy traci głowę… poza kadrem.
Zadająca rany bez krwi
Podobnie jak w przypadku „jedynki”, seans filmu „Rebel Moon - część 2: Zadająca rany” mija nam bez kropli krwi na ekranie. Tytuł przeznaczony dla dzieci nawet nie stara się uderzać w mroczne tony, chyba, że ciemna i wyprana z kolorów paleta barw miała dodać tu nieco powagi (nie udało się). Jest to też produkcja kontynuująca głupoty fabularne z części pierwszej oraz dodająca kilka nowych.
Przykłady: Jak to możliwe, że armia z flotą statków kosmicznych musi toczyć bitwę o kilka worków zboża? Dlaczego gość z gołą klatą i toporkiem pokonuje szeregi „szturmowców” z karabinami? Dlaczego robocik, będący jak jednoosobowa armia, włącza się do walki dopiero pod koniec? Dlaczego Snyder zamiast wywalić godzinę zbędnych materiałów, mówi o wersji reżyserskiej? Tego już się chyba nie dowiemy. A jeśli nawet, to wiecie co? Nie chcemy.
Ocena końcowa: 3/10
Michał Derkacz
fot. Netflix