Ojcostwo - recenzja
2021-06-19 13:51:13"Ojcostwo" to nowy dramat w ofercie platformy Netflix. Film z Kevinem Hartem w roli samotnego ojca zadebiutował 18 czerwca 2021 roku i trzeba przyznać, że jest to produkcja całkiem udana, choć z początku robi niepokojące wrażenie nieudolnego połączenia komedii z dramatem. Co zatem stało się, że ostatecznie polecamy ten tytuł? Przeczytajcie recenzję filmu "Ojcostwo"!
"Ojcostwo" zaczyna się od solidnego kopnięcia w emocje widza – od pogrzebu żony głównego bohatera. Co się stało? Życiowa wybranka Matta zmarła niedługo po urodzeniu ich pierwszego dziecka, w skutek zatoru, który doszedł do płuc. To przerażające, że ktoś może umrzeć tak nagle, ale podobnie przerażająca jest wizja samotnego ojcostwa, szczególnie, że Matt nawet od bliskich słyszy, że jest niegotowy, niedojrzały i sobie nie poradzi, a nawet, że powinien oddać dziecko teściowej pod opiekę.
W tej szalenie trudnej sytuacji, najlepszą radę nasz bohater dostaje od... teścia, który mówi: Wyluzuj. Rodzicom zawsze odwala. Chcą, by wszystko pasowało, ale tak się nie da. Pogódź się z tym. Główny bohater postanawia stawić czoła zaistniałej sytuacji, a na rękę idzie mu szef z pracy, pozwalając na pracę zdalną, jednocześnie ostrzegając go, że wychowanie dziecka "to brutalna gra", a Matt "dostanie w kość".
Faktycznie, wkrótce (na prośbę protagonisty) cała rodzina wyjeżdża, a on zostaje z niemowlakiem i dość ekscentrycznymi kumplami, którzy robią co mogą, aby wspierać jakoś świeżo upieczonego ojca. Tu warto zaznaczyć, że aktorstwo drugoplanowe jest naprawdę niezłe, a na największe uznanie zasługuje Alfre Woodard, która wciela się w teściową. Aktorka dostała sporo czasu ekranowego i trzeba przyznać, że wypada wiarygodnie, ale najważniejsze, iż twórcy nie zrobili z niej antagonistki, lecz osobę, która po prostu się przejmuje i chce dla Matta i swej wnuczki jak najlepiej.
Jak wspominaliśmy we wstępie, na początku seansu jest pewna obawa, że to będzie nieudane połączenie komedii z dramatem, ale na szczęście twórcy się w tym nie pogubili. Schematyczne śmieszkowanie wokół wpadek młodego taty, zamienia się w coraz konkretniejsze sytuacje z życia wzięte.
W okolicach połowy seansu następuje przeskok w czasie, a mała Maddy chodzi już do podstawówki (szkoła katolicka). Tu zdecydowano się na ciekawy wątek, że dziewczynka chce nosić spodnie zamiast spódniczki, a w sklepie wybiera "chłopackie majtki", co w pewnym momencie jest przyczyną konfliktu w szkole. Na tym etapie widzimy też, że grająca Maddy - Melody Hurd spisuje się świetnie i warto będzie obserwować jej kolejne role, zwłaszcza jak wyrośnie z grania córek.
A co dzieje się z Mattem, gdy jego pociecha ma już te 7 czy 8 lat? Przyjaciele chcą go swatać z kobietą, która ma na imię tak samo jak jego zmarła żona. Bohater niechętnie przełamuje się i zaczyna randkować, ale nie jest to szczególnie imponujący wątek. Ogólnie, film trochę nam się rozłazi w środkowej części, gdy widzimy kliszowe sceny spędzania razem czasu, także po tym jak Maddy poznaje się z nową partnerką Matta.
Potem jednak są raczej poważne tony i właśnie w bardziej dramatycznych scenach cała obsada błyszczy, a widz się nie nudzi. To jest prawdziwie wzruszający film, ale nie przez historię, bo ta jest dość typowa, tylko przez doskonałe aktorstwo - od początku do końca. Zdecydowanie warto zobaczyć, a jeśli macie dzieci, to porównać swoje doświadczenia z tymi, które ma główny bohater.
Ocena końcowa: 7/10
Michał Derkacz
fot. materiały prasowe Netflix