Za kurtyną watykańskiego teatru (Habemus Papam)
2011-11-02 08:41:24Przenikliwy i rozbrajająco zabawny obraz, przywracający Kościołowi człowieczeństwo, a papieżowi prawo do strachu i wątpliwości.
Na samym wstępie trzeba zaznaczyć, że „Habemus Papam. Mamy papieża” ma tyle wspólnego z bł. Janem Pawłem II, co piuska z czapką czołgisty – niby też nakrycie głowy, a jednak otoczenie całkiem inne. Piszę to, gdyż na podstawie swojego przykładu (zazwyczaj nie czytam opisu filmu i opinii o nim, żeby nie wyrobić sobie przedwcześnie zdania na jego temat) oraz paru ludzi wokół wyciągam generalizację, że dużo Polaków ma w głowie schemat pt. „film o papieżu = film o Janie Pawle II”. Tymczasem tutaj to imię nawet ani razu nie pada, mówi się tylko o wielkim poprzedniku, a pewną wskazówką jest też Polak jako rzecznik prasowy Watykanu. To tak tytułem wyjaśnienia.
Konklawe, zbierające się w celu wybrania nowego papieża, trwa od momentu zamknięcia drzwi do specjalnej sali, aż do chwili wyjścia nowo wybranego na balkon i jego pierwszej przemowy. „Habemus Papam. Mamy papieża” zaczyna się i kończy w tych dwóch momentach, ale w międzyczasie nie przebiega tak, jakby sobie tego życzyli kardynałowie i rzecznik Watykanu Marcin Rajski (mistrz Jerzy Stuhr). Wybrany papież (Michel Piccoli) z przerażenia nie wychodzi na słynny balkon na Placu św. Piotra, korzysta z pomocy najlepszego psychoanalityka (reżyser filmu Nanni Moretti), a w końcu ucieka i włóczy się po Rzymie. Rajski szuka go po całym mieście, a kardynałowie i psychoanalityk siedzą zamknięci – jak każe prawo kanoniczne – do czasu zakończenia konklawe.
Sam film to watykańska komedia refleksyjna. Watykańska – wiadomo dlaczego. Komedią można go nazwać z powodzeniem, bo od pierwszych minut jest on przezabawny i to w naprawdę wielu aspektach. To taki katolicyzm z przymrużeniem oka – zachowujący się czasami jak dzieci biskupi w podeszłym już przecież wieku, żarty z psychoanalizy, absurdalna ucieczka papieża i udający go członek Gwardii Szwajcarskiej, mający za zadanie przechodzenie się po jego apartamentach i ruszanie zasłonami, wreszcie wspaniały pomysł turnieju siatkarskiego i drużyny Oceanii, składającej się z trzech biskupów (w ramach mobilizacji, jak będą się bardziej starać o wiernych, to za rok będą mieli więcej zawodników). Okazji do śmiechu jest tu naprawdę zaskakująco wiele, co jest przeogromnym plusem „Habemus Papam”, bo przeczy niejako schematom powagi Kościoła i ukazuje ludzkie potrzeby jego przedstawicieli.
A dlaczego refleksyjna? Otóż Moretti porusza w swoim filmie kilka kluczowych kwestii - mam nadzieję, że nie będę niczego nadinterpretowywał. Jedną z najważniejszych dla mnie scen jest moment, kiedy niedoszły papież jedzie autobusem i mówi do siebie na głos, przygotowując „ważną przemowę”. Wypowiada on wówczas słowa „Kościół ma problemy ze zrozumieniem świata”, a kamera ląduje na zamkniętych na konklawe biskupów, którzy wieczorami nie mają nic specjalnie religijnego do roboty – jedni inhalują dym papierosowy, inni układają pasjansa, jeszcze inni jeżdżą na stacjonarnych rowerach, jednocześnie się pocąc i studiując Biblię. Wydaje się, że nasz uciekinier nigdy nie był bliżej bardziej „pospolitych” ludzi, niż w rzymskiej komunikacji miejskiej, będąc zamkniętym za symbolicznymi drewnianymi drzwiami, za przestarzałą, kościelną formą, nieprzystającą już do dzisiejszych czasów (symbolicznie, kardynałowie później chcą grać w dwa ognie – w tę grę nie grali już chyba nawet apostołowie).
Paradoks wyrażony w tej scenie to pogłębienie wcześniejszej rozmowy papieża – jeszcze przed ucieczką – z żoną psychoanalityka uwięzionego na konklawe, która ma obsesję na punkcie deficytu opieki rodzicielskiej. W tej konwersacji pada kluczowe dla całego filmu zdanie: na pytanie o zawód, papież odpowiada, że jest aktorem teatralnym i dotychczas uwielbiał próby, tournée, recenzje, premiery i podróże z tym związane. Jakże to niesamowicie głębokie, w obliczu całego filmu! Forma zjada możnych Kościoła, którzy oddzieleni nią od świeckich muszą grać, być sztucznymi, w imię – właśnie, w imię czego? Tymczasem gdy Moretti zagląda z nami za ten dostojny, niedostępny obraz na ścianie watykańskiej, okazuje się znajdywać sekretne przejście, gdzie kardynałowie zachowują się dokładnie tak, jak oglądający to płótno w pozłacanej ramie. I, co dodaje całej wystawie smaczku, łącznik między obydwoma światami w postaci genialnego Stuhra w roli rzecznika Watykanu Marcina Rajskiego, przywdziewa zawód aktora na czas nieobecności papieża i odgrywa rozmaite role to przed dziennikarzami, to przed kardynałami. To wspaniale ukazany paradoks Kościoła i myślę, że w wielu aspektach trafia on w samo sedno.
Wreszcie, nie wolno zapominać o indywidualnej stronie tego filmu. Może się nam wydawać, że zostanie papieżem wymaga jedynie założenia białych ciuszków, białej piuski lub tiary i złapania laski w dłoń. Tymczasem „with great power comes great responsibility”, jak zwykło się mawiać w komiksach. Porównanie może trywialne, ale niezwykle pasujące do wątku sztuczności barier, które mówią, co wypada, a co nie wypada robić w stosunku do Kościoła i w Kościele. Na konklawe kardynałowie żarliwie się modlą, ale gdy Moretti zaczyna czyta im w myślach, widzowie słyszą, że te modlitwy to wcale nie prośby o wybór na stanowisko, tylko wielojęzyczne błagania o pozostawienie ich w spokoju, na ich dotychczasowych miejscach. Wybrany kardynał jest bardziej przerażony, niż ucieszony, a odpowiedzialność i nowe obowiązki cisną go jak kołnierzyk papieskiej szaty, szczególnie w obliczu potrzeby dorównania swojemu wspaniałemu poprzednikowi.
„Habemus Papam. Mamy papieża” zachwycił mnie i zaskoczył. Nie spodziewałem się tak inteligentnego, przystępnego w formie, a zarazem tak głębokiego dzieła. Myślę, że to znakomita okazja do dyskusji na temat formy Kościoła katolickiego i ciężaru, jaki musi nosić na barkach jego głowa. A film ten mogę bez zawahania polecić każdemu, niezależnie od wieku i poglądów. Habemus świetne kino!
„Habemus Papam. Mamy papieża”, reż. Nanni Moretti, prod. Włochy, czas trwania 102 min, dystr. Gutek Film, premiera 28 października 2011
Wojciech Busz
(wojciech.busz@dlastudenta.pl)
Recenzja powstała dzięki uprezjmości: