Szkoda Nicole Kidman
2008-12-28 12:55:15Kariera Nicole Kidman jest przykładem tego, jak łatwo stracić zmysł do wyszukiwania dobrych scenariuszy. Ostatnie próby australijskiej zdobywczyni Oskara to niemal same finansowe i artystyczne porażki. Najnowsza współpraca z Bazem Luhrmannem nie będzie w tym względzie szczególnym wyjątkiem. A szkoda, bo zmarnowano spory potencjał tworząc zamiast filmu wybitnego, bardzo długi, emocjonalnie pusty, jedynie poprawny obraz. Co najgorsze najmniejsza w tym wina Nicole Kidman, która sprawiła się znakomicie.
Kidman gra lady Sarah Ashley, żonę angielskiego lorda, który od dłuższego czasu przebywa w Australii. Pod bardzo długiej nieobecności męża Sarah podejmuje decyzję o wyprawie na Antypody. Niestety przybywa za późno żeby się pożegnać z lordem. Na głowę spada jej obowiązek zarządzania posiadłością i sprzedaż 2000 sztuk bydła, które musi przetransportować do Darwin. Pomaga jej w tym tajemniczy Poganiacz. Bohaterowie początkowo nie potrafią się porozumieć. W miarę rozwoju wydarzeń między lady Sarah i Poganiaczem zaczyna rodzić się uczucie...
Baz Luhrmann swoją twórczością podzielił filmowy światek. Jedni uważają, że to twórca kiczowatych masówek. Inni, że jest on obok Tima Burtona jednym z wizjonerów kina, mistrzów w swoim fachu. „Australią" raczej skłania do przychylenia się ku pierwszej opinii. Nie oznacza to jednak, że jest to film zupełnie nieudany. To całkiem solidnie zrealizowany dramat, którego podstawowym problemem jest fakt, że porusza zbyt dużo poważnych tematów i przez większość czasu zbyt poważnie traktuje to o czym opowiada.
Początek filmu zapowiada się naprawdę ciekawie. Luhrmann kreuje wydarzenia z bardzo dużym przymrużeniem oka. Introdukcja zapowiada interesujący film przygodowy zrealizowany w starym stylu, co bynajmniej nie jest w tym momencie oceną negatywną. Mamy więc początek podróży, niezbyt klejącą się relację między bohaterami i jedną fenomenalnie zrealizowaną scenę - pościg w celu uratowania bydła. Czysta rewelacja! Niestety później jest już tylko gorzej. Luhrmann wpada w pułapkę schematu, który sam narzuca. Zabawny film przygodowy zmienia się w społecznie zaangażowany melodramat. Z takiego połączenia nic dobrego wyjść nie może. Relacja między głównymi bohaterami jest rwana i w gruncie rzeczy nie wiadomo, dlaczego złączyli się w miłosnym uniesieniu. Natomiast postulaty przeciwko segregacji rasowej formułowane przez lady Ashley nie są przekonujące. Dużo ciekawiej brzmią one w ustach młodego Nullah, który jest także narratorem opowieści. Kilkukrotnie żałuje on, że nie jest ani biały, ani czarny - jest „kundlem", którego czeka najpewniej przymusowa edukacja kościelna. Protestuje przeciwko takiej sytuacji.
Sceny z Nullah i jego przemyślenia to najbardziej naturalne i prawdziwe chwile filmu. Luhrmann niestety nie jest w stanie ich dobrze wykorzystać i brnie dalej w schemat. W kuriozalny sposób portretuje społeczeństwo ówczesnej Australii pokazując je jako zbiorowisko snobistycznych dam, ksenofobicznych lekarzy, którzy bazują na średniowiecznych badaniach, zaślepionych księży oraz brutalnych handlarzy. Zaiste jednostronnie wykreowany to obraz. Na dokładkę Luhrmann serwuje nam coś na kształt zakończenia w połowie obrazu. Przez to w miarę spójna historia rozrywa się na kilka mniejszych. Reżyser nie potrafi na nowo jej nadać spójności. Każda z części wygląda jakby była z innego filmu. Kończący „Australię" fragment o ataku Japońskich wojsk na miasto Darwin wygląda naprawdę przepięknie. Niestety zamknięcie historii jest łzawe, nazbyt sentymentalne i nieprzekonujące. W wielu kilka momentach Luhrmann pokazywał, że potrafi skutecznie manipulować uczuciami widza. W końcówce zabrakło mu wyczucia i, zachowując wszelkie proporcje, zamiast „Titanica" dostaliśmy „Pearl Harbour". Przez cały film przewija się postać aborygeńskiego szamana Króla Jerzego. Luhrmann czerpie pełnymi garściami z tego metafizycznego wątki, w każdym momencie zagrożenia, przesuwając szalę korzyści na stronę głównych bohaterów.
Scenariusz podpisany między innymi przez wielkiego Ronalda Harwooda nie pozwolił większości aktorom na wykazanie się umiejętnościami. Niemniej kilku potrafiło z niego skutecznie skorzystać. W roli głównej Nicole Kidman daje jedną z lepszych swoich kreacji ostatnich lat. „Australia" nie będzie odrodzeniem jej powoli upadającej kariery. Na pewno pozostanie zapamiętana jako nowe solidne otwarcie. Kidman wiarygodnie przedstawia silną i zdeterminowaną lady Ashley, której przemiana jest zaprezentowana nieco zbyt płytko. Kidman swoją charyzmą nadrabia jednak niedostatki scenariusza. Gorzej wypada Hugh Jackman, który poza kilkoma zaledwie mocnymi dramatycznymi scenami nie dostaje wiele do zagrania. Sprawdza się w nich nieźle, ale ciężko w tym przypadku mówić o stworzeniu wiarygodnej postaci. Drugi plan to chyba najcudowniejsze dziecko współczesnego kina Brandon Walters jako Nullah. Rewelacja! W zgodzie ze schematem Luhrmann wyposaża w swój film także w wyrazisty czarny charakter, a przynajmniej taki był jego plan. Jednak Neilowi Fletcherowi pod względem charakterologicznego przerysowania bliżej do postaci z filmu Disneya i pewnie nawet lepszy aktor od Davida Wenhama nie potrafiłby nic ciekawszego z tej postaci wycisnąć.
„Australia" to techniczna perełka. Cudownie wygląda sceneria Australii. Genialne zdjęcia Mandy Walker powinny zyskać uznanie członków Akademii. Niektóre ujęcia to istne operatorskie cudeńka. Także sceny dynamiczne są zainscenizowane solidnie. Muzyka Davida Hirshfeldera nie jest być może jego najwybitniejszym osiągnięciem, niemniej określone sekwencje opisuje solidnie, bez dodawania im nadmiernego patosu.
Film Baza Luhrmanna to ani absolutna porażka, ani też wielki triumf. „Australia" jest raczej pustą manipulacją w pięknym opakowaniu niż przekonującym dramatycznie, emocjonalnym przeżyciem. Za dużo tutaj spowolnień tempa, za mało prawdziwych uczuć i ciekawej kreacji postaci. Szkoda dobrej roli Nicole Kidman i przepięknych zdjęć na tak mocno nieprzekonujący rezultat. Dwie i pół godziny w kinie zdecydowanie na własną odpowiedzialność. Moja propozycja: poczekać na DVD!
Maciej Stasierski
(maciej,stasierski@dlastudenta.pl)