Piąta fala - dzieciaki kontra obcy [RECENZJA]

Cztery fale inwazji, jedna główna bohaterka, jeden wielki zwrot akcji, kilka fajnych scen i sporo poważnych wpadek. "Piąta fala" to film, oparty na przebojowej książce science fiction o tym samym tytule. Czy ekranizacja także ma potencjał na ciekawe kontynuacje?

Pomysł i klimat są bardzo interesujące i wielokrotnie potrafią wciągnąć widza. Niestety, wiele aspektów kuleje i razi nieprzemyślanymi rozwiązaniami i absurdami fabuły. Oto,  po inwazji obcych na Ziemię, rząd, zmuszony pogłębiającym się kryzysem, wysyła do walki grupkę pośpiesznie przeszkolonych dzieciaków (najstarsi mają około 16 lat). Głupota, czy przemyślana strategia?  

To dopiero się okaże, jednak już od początku obraz J Blakesona daje nam do zrozumienia, że nie warto analizować sensu działań poszczególnych bohaterów, a fabuła to tylko zlepek wątków, które nawet pod koniec się nie wyjaśnią. Absurd goni absurd i nie da się tego uzasadnić nawet wizją świata, pochłoniętego paniką, brakiem zaufania i wszechobecną śmiercią.

Najlepszy w tym wszystkim jest chyba początek. Poznajemy Cassie (gra ją gwiazda obsady - Chloë Grace Moretz), jej rodzinę i jej problemy, po czym bardzo szybko przez planetę przetaczają się cztery fale ataku obcych. Ziemia nabiera klimatycznego, postapokaliptycznego wyglądu, efekty specjalne i scenerie są więcej niż zadowalające, a kilka aspektów zachowań społeczeństwa w sytuacji kryzysowej ukazano zaskakująco dobrze.

Na tym jednak plusy się kończą, a wraz z rozwojem akcji, wszystko zaczyna się gmatwać. Z czasem irytują też bohaterowie. O ile zachowanie Cassie da się jeszcze jakoś uzasadnić, a dziewczynę naprawdę da się lubić, to pozostałe postacie są jedynie wtórnym zbiorem stereotypowych manekinów. Jest zadziorna amazonka, jest piękny chłopiec, w którym trzeba się zakochać, jest kumpel, którego śmierć ma nas zaboleć i maluch, o którego trzeba się troszczyć. Zero oryginalności.

Co więcej, wielki punkt zwrotny spokojnie da się przewidzieć 20 minut przed tym jak się wydarzy, a otwarte zakończenie bardziej denerwuje, niż napawa nadzieją na kontynuację. Całość sprawia wrażenie, jakby scenariusz i realizację "Piątej fali" oparto na założeniu: zrobimy mocny początek, a potem jakoś to będzie. Cóż, chyba raczej już nic z tego nie będzie.

Michał Derkacz

Piąta fala, reż. J Blakeson, prod. USA, czas trwania 112 min, dystr. United International Pictures, polska premiera 15 kwietnia 2016