Creed: Narodziny legendy - wygrać przegraną walkę [RECENZJA]
2016-01-10 14:07:24"Creed: Narodziny legendy", jak sam tytuł wskazuje, skupia się na postaci Adonisa, syna legendarnego Apollo Creeda, z którym Rocky toczył niegdyś zacięte boje. Chłopak, dla którego boks jest całym życiem, nie potrzebuje zbyt wiele czasu, by przekonać Rocky’ego, alby został jego trenerem. Balboa widzi w nim cechy swojego dawnego przyjaciela i po chwili wahania - zgadza się.
Tymczasem na horyzoncie pojawia się wizja walki o mistrzowski pas. Gdy tylko wychodzi na jaw, że (używający nazwiska matki) Adonis to Sym wielkiego Apollo Creeda, brytyjski mistrz, pragnie stoczyć z nim swą popisową walkę. Tu powraca, znany z pierwszych części serii, motyw starcia uznanego i niepokonanego czempiona z głównym bohaterem, który teoretycznie nie ma z nim szans.
Film przez dłuższy czas sprawia wrażenie bazującej na sentymencie widza przejażdżki po muzeum poświęconym filmom z serii "Rocky", w którym Sylvester Stallone jest jedynie żywym eksponatem. Później jednak, fabuła płynnie przechodzi w solidny dramat o rozrachunku z przeszłością, walce z samym sobą i sensie życia.
Obraz w reżyserii Ryana Cooglera jest zaskakujący pod kilkoma względami, choć nie uniknął powszechnych w gatunku kina bokserskiego klisz, schematów i uproszczeń. Zachwyca jednak naturalna chemia między głównymi bohaterami. Sylvester Stallone chyba sam nie wiedział, że potrafi tak grać! A dobrze znający się z reżyserem (wcześniej zrobili razem "Fruitvale"), Michael B. Jordan robi wszystko, byśmy kibicowali jego Adonisowi.
Chłopak jest zadziorny, porywczy i łatwo go sprowokować. Wpada przez to w ciągłe tarapaty i zdaje się, że tylko charyzma Rocky’ego, jest w stanie pozytywnie na niego wpłynąć. Adonis, by pójść w ślady ojca, musi stać się doskonałym bokserem, a do tego z początku bardzo wiele mu brakuje. Balboa szykuje mu trening w starym, dobrym stylu! Dzięki temu wraz z bohaterami odwiedzamy stare i doskonale znane z pierwszych filmów serii miejscówki, salki treningowe czy plenery z kultowymi schodami włącznie.
Rocky to facet po przejściach i widać to w każdej scenie. Cieszący się sławą i powszechnym szacunkiem mistrz, jest jednak człowiekiem wypalonym, żyjącym przeszłością i tęskniącym za nieżyjącymi już przyjaciółmi i żoną. Gdy na tym etapie, życie stawia przed nim najtrudniejsze wyzwanie, Rocky zamierza się poddać. I pewnie by to zrobił, gdyby nie Adonis.
Bardzo podoba mi się, że twórcy zadali sobie trochę trudu i wyciągnęli schematyczny film o trenowaniu amatora przez mistrza do poziomu ponadczasowej historii o przezwyciężaniu problemów, przyjaźni i wygrywaniu przegranych walk. "Creed: Narodziny legendy" to całkiem zaskakujące kino, nie tylko w warstwie fabularnej, ale też interpretacyjnej.
Sceny pojedynków na ringu są bardzo ciekawie nakręcone, a bohaterowie - wiarygodni i zdecydowanie warto im kibicować, we wszystkich walkach które toczą. W życiu, tak jak w boksie, każdy walczy sam, ale kluczowe jest, by dobrze dobierać ludzi, stojących w narożniku. Razem można dokonać niemożliwego - wygrać przegraną walkę.
Michał Derkacz
Creed: Narodziny legendy, reż. Ryan Coogler, prod. USA, czas trwania 133 min, dystr. Forum Film Poland, polska premiera 8 stycznia 2016