Opis filmu
Mężczyzna balansuje niepewnie na półce wysoko nad niegdyś wielkim miastem w początkowej scenie MEGALOPOLIS Francisa Forda Coppoli, a następujący po niej film – przynajmniej częściowo – opowiada o całej cywilizacji balansującej na podobnie niepewnej półce, pożerającej się w wir niepohamowanej chciwości, zaabsorbowania sobą i propagandy politycznej, podczas gdy kilku śmiałych marzycieli idzie pod prąd, próbując zapoczątkować nowy świt. Człowiek ten nazywa się Cezar (Adam Driver) i podobnie jak rzymski generał, który dał początek Cesarstwu Rzymskiemu, Cesar, przywódca związkowy, który w latach sześćdziesiątych XX w. organizował kalifornijskich robotników rolnych, oraz kilku innych wybitnych ludzi w historii. Ale jest też wyraźnie awatarem samego Coppoli – wielkim wizjonerem, który jest świadkiem, jak niegdyś wspaniała rzecz (nazwij to kinem, jeśli trzeba) więdnie na jego oczach i zdeterminowany, aby ją ożywić. A po dziesięcioleciach planowania film MEGALOPOLIS stał się potężnym eliksirem, który wyprodukował: imponującym filmem na wielkim płótnie, pełnym prowokacyjnych pomysłów i nieustannej inwencji kinowej, która zaprzecza 84-letniemu wiekowi jego twórcy. Wydaje się, że Coppola narodził się na nowo w wyniku uderzenia filmowego pioruna, a powstały film – nie, doświadczenie (wraz z „kinem na żywo”) w kinie – od razu sprawia wrażenie nieugiętego dzieła cudownego dziecka ze szkoły filmowej poprzez pojęcia konwencji, ale także dzieło pomarszczonego mistrza, który dużo wie o życiu i zwyczajach świata. Parafrazując samego Coppolę, który kilkadziesiąt lat temu mówił o swoim CZASIE APOKALIPSY, MEGALOPOLIS nie jest filmem o końcu świata, jaki znamy, to koniec świata, jaki znamy. Tylko tam, gdzie APOCALYPSE pozostawiła nas w zbombardowanej napalmem mgle gorączkowych snów, MEGALOPOLIS zaskakująco i poruszająco obdarza nas ostatecznym obrazem jaśniejącym nadzieją na przyszłość.