Serial "Idol" to jednak rozczarowanie. Dlaczego tak jest?
2023-07-18 10:44:34„Idol” to serial, który miał pod górkę od samego początku, ale kontrowersje wokół rzekomej toksycznej atmosfery na planie, jak to często bywa, tylko podsycały oczekiwania widzów, liczących na kolejne udane dzieło od twórców „Euforii”. Pierwsze dwa odcinki zapowiadały mocną i poruszającą opowieść o mrocznej stronie przemysłu muzycznego, ale potem było już tylko gorzej. Skrócenie z 6 do 5 odcinków nie pomogło produkcji HBO Max, dającej co tydzień więcej pretekstów do robienia memów niż dyskusji na temat kulis funkcjonowania gwiazd showbiznesu.
Reza Fahim i Sam Levinson pogubili się totalnie, serwując nam opowieść, którą trudno jednoznacznie określić, ale nie dlatego, że jest taka wielowarstwowa i złożona, a raczej chaotyczna i pozbawiona głównej linii fabularnej. Teoretycznie wszystko opiera się na tym, że śledzimy proces twórcy powstawania nowego albumu młodej gwiazdy, ale co rusz uwaga twórców skupia się na czymś innym. Ram mamy portret psychologiczny skrzywdzonej dziewczyny, raz dostajemy modelowy przykład toksycznego związku z przemocą psychiczną i fizyczną, a trafia się także coś na wzór kultu z liderem dominującym na swoimi „owieczkami”.
To pomieszanie z poplątaniem nie spodobało się widzom, dającym serialowi niskie oceny, co dziwić nie może, zwłaszcza patrząc na kompletnie krindżowe i dziwaczne stylistycznie zabiegi realizacyjne. Apogeum stanowi właśnie finałowy odcinek, który z kilometra pokazuje pospieszne sklejanie dwóch epizodów w jeden. Twórcy chyba zdali sobie sprawę z porażki i przyspieszyli koniec „Idola”, montując 5 i 6 odcinek razem, ale zrobili to nieumiejętnie. Paradoksalnie widać czego brakuje. Mamy dziury fabularne, przeskoki w czasie i niezbudowane niczym wcześniej zmiany w relacjach między bohaterami, nie wspominając już o zamiecionych pod dywan watkach, jak np. kariera Dyanne i jej rywalizacja z Jocelyn.
Trudno zrozumieć radykalną zmianę w zachowaniu głównej bohaterki względem swojego mentora/chłopaka/oprawcy – Tedrosa. Czy ona cały czas go oszukiwała, chcąc przejąć jego artystów? Czy wykorzystała go, aby pomógł w nagraniu nowych przebojów? Czy nagle jej się coś w głowie przestawiło między odcinkiem 4 i 5, ale tego nie pokazano nam na ekranie? Albo brakuje tu kilku bardzo ważnych scen, albo scenarzyści nigdy nie odpowiedzieli sami sobie na powyższe pytania. Ostatecznie „Idol” to rozczarowanie i porażka HBO. W kontekście tych smutnych przemyśleń, mamy tylko nadzieję, że młoda część obsady z Lily-Rose Depp na czele (była świetna!) zabłyśnie jeszcze jaśniej w bardziej dopracowanych tytułach.
Michał Derkacz
fot. materiały prasowe HBO