Cd. rozmowy niekontrolowanej
2006-07-18 14:57:10O festiwalu filmowym Era Nowe Horyzonty niekontrolowanie rozmawiają: Marcin Gębicki i Mirosław Matusiak.
Gębicki: No dobrze. Chciałem jeszcze polecić film „Dziecko", który mną wstrząsnął. Bo jest bardzo prosty. Jest w nim para młodych Francuzów i w tej parze mężczyzna, który jest niedojrzały, postanawia któregoś dnia sprzedać ich dziecko. I to jest niby zwykły temat, lecz sam czyn jest duży, ważny, przerażający, ale temat filmowy nie jest jakiś wyjątkowy, ale z samych spojrzeń tych aktów jak na siebie patrzą można wyciągnąć strasznie dużo.
Matusiak: Ja natomiast chciałbym polecić „Zakochani widzą słonie" chociaż nie bardzo rozumiem tłumaczenie polskie tego tytułu.
G: Ja rozumiem, bo widziałem tam słonie jak biegną, jak oni siedzieli w restauracji...
M: Tak, ale oryginalny tytuł to „Dark Horse"...
G: No akurat tam ciemnego konia nie widziałem..
M: Ja również. Słonie oczywiście były. Nie wiem jakie zamierzenie mieli tu autorzy nadając taki tytuł. Ogólnie film bardzo sympatyczny. Jest niesforny sędzia, który wstydzi się swoich uczuć i które przedkłada nad przyjaźń.
G: W ogóle aktor, który grał sędziego, jest moim ulubionym aktorem duńskim...
M: Taki do Matwiejczyka podobny.
G: ...on grał jeszcze w „Jabłkach Adama" i w „Zielonych rzeźnikach", czyli w filmach Jansena, które mi bardzo leżą i właśnie dlatego chciałem przejść do filmu „Jabłka Adama", filmu który niedawno był w kinach i który jest bardzo czarną komedią. I w tym filmie neofaszysta zostaje wysłany do jakiegoś prowincjonalnego pastora, po to żeby się naprawić moralnie. Dostaje zadanie upieczenia szarlotki i się zmienia. I nie ma w tym nic dziwnego, ale jest strasznie śmiesznie momentami, bo jest tam na przykład taki Arab, z którego mimo wszystko się śmiejemy. To chciałem powiedzieć...
M: Jest to pewnego razu czeski film
G: Tak! Właśnie! Czeski film „Czeski sen"
M: „Czeski sen" o zwyczajnym szaleństwie...
G: Tak, ale ten „Czeski sen", jest filmem w którym są przedstawieni dwaj studenci, którzy robią kampanię reklamową supermarketu który nie istnieje i oni nam uświadamiają, że gonimy za rzeczami, których nie ma i to jest niedobre, a jednocześnie pokazują tam ludzi wrobionych, z których się śmiejemy i jest nam dobrze w tym momencie więc wychodzimy na zero po tym filmie...
M: Na dzień dzisiejszy kondycja filmu czeskiego ogólnie jest lepsza od polskiego niestety, a może stety, gdyż niektóre filmy czeskie są naprawdę przednie i można się na nich śmiać się i płakać i podziwiać różne cudowne rzeczy które w nich występują, na przykład Zuzanę Sulejową z „Opowieści o zwyczajnym szaleństwie"
G: Tak, ale wiesz co ciekawe? Że Czesi zazdroszczą nam kina.
M: I to jest pewien paradoks bo my im zazdrościmy kina.
G: Powiedziałbym durnota nawet. Bo jak można zazdrościć mając takie filmy, jak można zazdrościć nam kina? Chyba, że tych filmów nie pokazują w Czechach na przykład. Może oni nie wiedzą, że mają takie dobre filmy....
M: Może oni nam zazdroszczą Kieślowskiego, Wajdy czy Krauzego?
G: Nie, właśnie nowego kina nam zazdroszczą... Może być też tak, że my mamy jakieś nowe polskie filmy, które są pokazywane tylko w Czechach i my ich nie widzieliśmy, a na przykład ich filmy są pokazywane tylko u nas i my sobie nawzajem zazdrościmy... Nie wiem co to ma wywołać...
M: Może polscy filmowcy wstydzą się pokazywać nam niektóre ich rzeczy, a nie boją się pokazywać Czechom, bo lecąc stereotypami czeskiego filmu, czyli nikt nic nie wie....
G: Tak tak, to jest właśnie czeski film z lat czterdziestych. Tak się nazywał, ale przestał być ten tytuł aktualny, bo w tych filmach jednak wiadomo o co chodzi...
M: Jasne, jak najbardziej...
G: Przechodząc dalej... „9 songs". To jest film o pieprzeniu się. W tym filmie jest dziewięć scen erotycznych i dziewięć piosenek na koncertach i to wszystko jest fajne, te piosenki na koncertach i sceny erotyczne, ale nie daje żadnego filmu w rezultacie. Nie wiem po co jest ten film.
M: A jak myślisz, na którym filmie będzie najwięcej publiczności?
G: Z tych filmów myślę, że hmm... „Faktotum", „Czas który pozostał", chociaż akurat może być najwięcej na tych filmach, których było mało w kinach, bo teraz widzowie będą mieli okazję na nie pójść.
M: Ja myślę, że jednak „Opowieści o zwyczajnym szaleństwie", są filmem, który bardzo długo był w kinach, jednak przyciągnie sporą widownie. Nawet tych widzów, którzy go już widzieli. Sam z miłą chęcią obejrzę go jeszcze raz, szczególnie na dużym ekranie.
G: Myślisz, że na dużym ekranie szaleństwo będzie większe?
M: Na pewno. Postaci będą bardziej uwidocznione, szczególnie Zuzana Sulejowa, do której mam słabość.
G: Który element Zuzany cię interesuje?
M: Całokształt. Zdecydowanie całokształt. A ze scen z jej udziałem bardzo podobała mi się scena przyjazdu jej wielbiciela na wózku widłowym.
G: Tak.
M: Przejechanie całej Pragi tylko po to żeby zapipczeć klaksonem, zobaczyć ją i odjechać. Tak w zasadzie było. To był taki gest... jak wiele może on zrobić właśnie dla niej. I wbrew pozorom nie jest to ckliwe.
G: Nie jest to ckliwe, tylko urocze.
M: Dokładnie.
G: Myślę, że możemy na tym zakończyć i czekać na film „7 pokoi kuchnia łazienka do zawładnięcia", który wydaje mi się obiecującym filmem. Z osiemdziesiątego czwartego roku. Chyba, że jeszcze kino niezależne...
M: Tak, Wrocławskie kino niezależne. Jest jeszcze szkoła Wajdy, ale będą to pewnie filmy na jedno kopyto.
G: No nie wiem czy na jedno...
M: Mówiłeś mi kiedyś, że „Wyprawa po leczo" jest ciekawa...
G: „Wyprawa po leczo" jest filmem dziwnym, ale pozostawia dreszcz. Dreszcz po pomyśle... Nie jestem w stanie opisać tego w żaden sposób. Mogę powiedzieć, że jest wart obejrzenia. Wdziałem go raz i zapamiętałem.
M: „Ugór" Dominika Matwiejczyka.
G: Tak, „Ugór" po raz kolejny...
M: „Ugór" po raz kolejny, na wszystkich festiwalach już chyba wyświetlany, wielokrotnie nagradzany...
G: Ale „Marco P. i złodzieje rowerów" to jest frekwencyjny lider na festiwalach
M: I jest w zestawie trzecim, tak jak „Sobowtór" Bodo Koxa. Jest również „Beatiful" Matwiejczyka. Ogólnie Matwiejczyk z Koxem rządzą na tym festiwalu.
G: Tak, „Marco P. i złodzieje rowerów", tam Matwiejczyk ma swoją rolę
M: Tak jak w „Ugorze" Matwiejczyka, główną rolę ma Bodo Kox...
G: Tak i to dużą. Więc ten czołowy zestaw wrocławskich twórców bierze w posiadanie tę część festiwalu, a my możemy już wyłączyć dyktafon i się napić. Kto to spisze?
Spisała: Marta Mielczarek
Fot.: Marta Mielczarek