Wieża. Jasny dzień - recenzja festiwalowa
2017-10-18 10:39:30"Wieża. Jasny dzień" - za ten film Jagoda Szelc otrzymała Złote Lwy w kategoriach Najlepszy debiut reżyserski i Najlepszy scenariusz, podczas Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni 2017. Obraz, który spodobał się gdyńskiemu jury, został pokazany publiczności 6. Festiwalu Aktorstwa Filmowego (14-19.10, Wrocław). Przy tej okazji udało nam się go zobaczyć. Czy faktycznie jest taki dobry? Przeczytajcie recenzję!
"Wieża. Jasny dzień" to historia tak samo pogmatwana jak i prosta. Sprzeczność? Tak, ten film jest ich pełen. W równym stopniu, wiele jest w nim scen przyziemnych, jak i zupełnie surrealistycznych. Jest szaleństwo i jest pragmatyzm. Są też skrajne emocje, przeplatające sceny mrożące krew z tymi kompletnie nietrafionymi.
O co tu chodzi? Fabuła opiera się o wydarzenie rodzinne - I komunię świętą małej Niny. Z tej okazji, do mieszkających na wsi rodziców dziewczynki (Mula i Michał) i schorowanej babci, przyjeżdżają krewni - brat z rodziną oraz Kaja - młodsza siostra Muli, która zniknęła 6 lat temu. Co ciekawe, Kaja jest biologiczną matką Niny, a Mula obawia się, że skrywana prawda wyjdzie teraz na jaw. Obawy te, choć już na początku zażegnane, z czasem zaczynają przybierać na sile, prowadząc do najróżniejszych konfliktów i innych, dziwnych sytuacji.
Mamy zatem skromną historię, rozegraną w przestrzeni domu, kościoła oraz pobliskiego lasu. Jest tu kilkoro bohaterów, kilka ustalonych zasad, jedna tajemnica i całe mnóstwo dialogów. Jest też klimat, bardzo specyficzny klimat. Z jednej strony, film zrealizowano w iście dokumentalnym stylu, stawiającym na bliskość kamery do postaci, wielki realizm dialogów (świetne aktorstwo całej obsady!) i fantastycznie zobrazowane relacje międzyludzkie. Z drugiej strony, pełno w nim niepokojącego napięcia, absurdalnych zachowań a nawet elementów science fiction.
Taki kolaż estetyczno-narracyjny może nie spodobać się wszystkim, choć sądząc po przyznanych wyróżnieniach dla autorki, trafia też w niejedne gusta. Nam to wszystko całkiem się spodobało, a kilka zabiegów realizacyjnych robi ciekawe wrażenie. Kompletnie zawodzi natomiast zakończenie, drugie zakończenie, bo film kończy się jakby dwa razy.
Najpierw dostajemy zaskakujące, piorunujące sceny, które sprawiają, że nieco przysypiający w fotelu widz, nagle zrywa się na równe nogi. Jednak to, co dzieje się później, jest niezrozumiałe, dziwne i łamiące barierę kiczu, którą wcześniej już kilka razy lekko dotykano. To wielka szkoda, bo gdybyśmy do końca zostali w realistycznej konwencji rodzinnego dramatu, debiutancki obraz Jagody Szelc zasługiwałby na miano odkrycia roku.
Michał Derkacz
Wieża. Jasny dzień, reż. Jagoda Szelc, czas trwania 106 min, prod. Polska, 2017