Takiej premiery szybko nie będzie w polskim kinie

Są filmy, które wymykają się definicjom, a o których wiadomo, że na zawsze zapiszą się w historii kinematografii. Takim filmem jest „Hiszpanka” w reżyserii Łukasza Barczyka. To megaprodukcja z międzynarodową obsadą, o zapomnianym w polskiej historii, jedynym zwycięskim powstaniu – Powstaniu Wielkopolskim.

- To film dopieszczony niczym Harry Potter. Na dodatek ironiczny, przekorny, zanurzony w pseudorealnym świecie zbiorowej wyobraźni. Na taką wizję historii niektórzy na pewno się oburzą. Ale o to również chodzi – twierdzi krytyk filmowy  Paweł T. Felis.

Dlaczego polski film wzbudza tyle sensacji? Jest to opowieść o Powstaniu Wielkopolskim. Jednak z nudnym historycznym przekazem nie ma nic wspólnego. Nie wiadomo, czy przedstawione w filmie, powiązane z Powstaniem Wielkopolskim wydarzenia są prawdą, czy jedynie iluzją. „Hiszpanka” opowiada o okolicznościach związanych z Powstaniem. Wspomina przybycie Jana Paderewskiego, pamięta o bohaterach, ich dramatach i rozterkach. Obok nich pojawiają się także postacie fikcyjne, zafascynowane mistycyzmem czy spirytyzmem.

Polskie produkcja to także znakomita scenografia, jakiej w Polsce dawno nie było. Sceny rozgrywają się na ulicach Londynu, Berlina, Poznania i Warszawy z początku XX wieku, na morzu i w powietrzu, w pociągach, samolotach, automobilach, sterowcach i na okręcie wojennym. Oprócz znakomitego Jana Frycza w roli głównej zobaczymy także aktorów z Hollywood, Austrii, Niemiec, Francji. Film został zrealizowany z wielkim rozmachem. 90 minut tej wspaniałej historii na ekranach kin to ponad 1000 godzin planu filmowego, 5000 ujęć, sceny batalistyczne kręcone przy użyciu 6 kamer jednocześnie, 50 kaskaderów, kostiumy sprowadzone z 6 europejskich państw, 2000 statystów i epizodystów, 40 automobili, 50 pojazdów konnych.

Całość naprawdę robi wrażenie i nic dziwnego, że film został nazwany historią, która przekracza granice wyobraźni. Megapremiera roku wchodzi na ekrany kin już 23 stycznia.

ip/KP

fot. kadr z filmu