Zenek - recenzja
2020-02-26 20:37:57Nowa produkcja TVP pt. „Zenek” była nie lada zaskoczeniem dla polskich kinomaniaków. Nie tylko ze względu na charakter filmu, ale przede wszystkim przez tajemniczy dla wszystkich życiorys króla polskiego disco - Zenka Martyniuka. Czy branża disco polo chowa przed nami ciemną stronę mocy? Zapraszamy do przeczytania recenzji filmu!
Nowe szlaki TVP
Wybierając się do kina nie mieliśmy wygórowanych oczekiwań. Czy to przez pewien komizm postaci, której biografia miała być ukazana, czy przez to, że TVP (znany nam dotąd z produkcji filmów biograficznych m.in. Papieża albo Popiełuszki) postanowił postawić swój przekorny los na fali politowania i ośmieszenia... Nie wiemy. Film był po prostu zagadką, której nikt z nas nie chciał odpuścić. Szukaliśmy w nim światełka w tunelu, wyjaśnienia powodu tak dużej popularności Zenka Martyniuka. Niestety, mimo chęci, bardzo się przeliczyliśmy.
Mniej znaczy więcej
Produkcja przedstawia nam perypetie Zenka w drodze ku ogromnej sławie. Akcja jest podzielona na dwie części i z jakiegoś powodu główną postać gra dwóch aktorów. Podczas pierwszej mamy szansę na poznanie marzeń i aspiracji młodego muzyka z Podlasia. Oglądamy jak szuka wskazówki i metody, która pozwoliłaby mu odkryć swój talent przed światem. W rolę Zenka wcielił się tutaj Jakub Zając, który bardzo dobrze poradził sobie z postawionym przed nim zadaniem. Jego postać nie jest przerysowana i karykaturalna. Aktor wniósł w swoją rolę dużo ciepła i dobra. Można nawet powiedzieć, że postać jest ukazana jako nieskalana. Bardzo lubiany, grzeczny, kochający i zawsze szanujący swoją żonę...
Niestety, gloryfikacja jest bardzo charakterystyczna w produkcji filmów o twórczości ludzi wciąż żyjących. Widzimy jak w muzyku budził się wielki duch disco - polo, który w późniejszych latach okazał się być nie tak beztroski jak wszystkim się wydaje. No właśnie - nie tak beztroski - tymi słowami możemy przejść do drugiej części filmu. Tutaj już historia robi się nieco poważniejsza. Przeskakujemy do czasów, w których sława zaczyna pożerać życie artysty. Gdy Akcent już triumfuje, a marzenia Zenka powoli się realizują, pojawiają się problemy. Brak czasu dla rodziny, ciągłe wyjazdy, samotność - to trudy sławy, których Zenek nie przewidział. Starszego Martyniuka gra Krzysztof Czeczot, którego gra nie przypadła nam do gustu. Jakkolwiek to zabrzmi, stara się być Zenkiem aż za bardzo. Dobrze naśladuje jego sposób bycia i mówienia, ale przez dramatyzm akcji, nie wygląda to naturalnie, nawet jak dla Martyniuka.
O muzyku bez muzyki
Filmy o muzykach są często niezwykle interesujące głównie przez wątek samej twórczości. Tutaj tego zabrakło. Muzyka jedynie przewija się gdzieś na drugim planie, zresztą w drugiej części praktycznie jej nie ma. Młody Zenek gra z kolegami nie swoje piosenki, a gdy zespół już triumfuje, muzyka po prostu znika. Nie poznajemy żadnych nowych utworów Akcentu. W filmie pojawia się kilka ich hitów, ale nie ma nic nowego. Covery wychodzą na pierwszy plan. Również oś czasu pozostawia wiele do życzenia. Głowna fabuła rozgrywa się w młodości Zenka, w latach 80. Później poznajemy kulisy jego sławy z lat 2000. Ale po co wstawki z teraźniejszości? W jakim celu wplątano w film wywiady z jego rodziną, która opowiada o disco polo? Ich głosy przeplatają się między kolejnymi scenami i próbują zbudować napięcie. Może rzeczywiście ten zabieg miał wprowadzić nutkę dramaturgii, ale naprawdę, nie wyszło.
Fenomen Martyniuka pozostaje tajemnicą
„Zenek” niczym nie zaskakiwał. Widać, że reżyser starał się wykrzesać z biografii artysty jak najwięcej, żeby historia była choć odrobinę przejmująca. Mimo wszystko film sam w sobie nie był najgorszy. Przyjemnie oddawał klimat lat 80. i życie prostych ludzi Podlasia. Jeśli jesteście fanami Akcentu, to na pewno seans będzie dla was przyjemny i warto się wybrać. Natomiast jeśli nie jesteście i liczyliście na zrozumienie fenomenu Zenka, to możecie sobie darować. Nie ma po co tracić czasu. Film jest po prostu jakimś tam ukłonem w stronę artysty, nic więcej.
Gabriela Biega
Film obejrzałam w Cinema City Wroclavia.
fot. materiały prasowe