Wyspa Fantazji - recenzja
2020-02-17 10:46:30Jeff Wadlow wyreżyserował film "Wyspa Fantazji", a jest też jego producentem i współautorem scenariusza. Jak widać, temu twórcy bardzo zależało, by ta historia trafiła do kin. Faktycznie w zamyśle wszystko było na swoim miejscu, a tytuł ten miał zadatki na coś wyjątkowego. Ostatecznie nie wyszło tu zbyt wiele rzeczy, byśmy z czystym sumieniem polecali wam seans, ale miejscami widać jakieś zalety.
Gośćmi tytułowej "Wyspy Fantazji" jest grupa wylosowanych szczęśliwców, których marzenia mają spełnić się w ciągu najbliższej doby. Konkretnie, każdy z bohaterów ma do wyboru jedną fantazję, a gospodarz wyspy - tajemniczy pan Roarke, nie wyjaśnia zbyt wiele, oprócz tego, że nasze fantazje muszą potoczyć się od początku do końca, a ich przebieg może nie być taki jak myślimy.
Cała wyspa jest oczywiście odcięta od świata, telefony komórkowe nie mają zasięgu, a w dodatku nasi wybrańcy chyba nie poinformowali bliskich gdzie i jak mają zamiar spędzać czas. Idealny wstęp do sielanki, która szybko zamieni się horror? Jasne, że tak! Ale tu pojawia się jeden z niewielu plusów tej produkcji - nieprzewidywalność fabuły.
W zeszłym roku przez kina szybko i bez echa przeszedł slasher pt. "Dom strachów", w którym też mieliśmy taki fajny motyw, polegający na tym, że jako widzowie razem z bohaterami zastanawiamy się, czy to wszystko dzieje się na serio, czy raczej ktoś nabiera wszystkich, prowadząc psychologiczną grę. W "Wyspie Fantazji" jest tak samo, ale na znacznie większą skalę, bo w zasadzie każdej z postaci przysługuje osobny wątek, w innym zakątku wyspy, a w dodatku poszczególne historie są jakby z innego gatunku filmowego. Byłoby to absolutnie genialne, gdyby się udało, ale się nie udało.
Wątek Melanie, która fantazjuje o zemście na swojej szkolnej prześladowczyni jest najlepszy, pewnie dlatego, że najwięcej w nim klasycznego horroru. Jest sala tortur, jest próba ucieczki, jest zamaskowany oprawca i klimat prawdziwego zagrożenia. Niestety to wszystko szybko się rozmywa, bo wątek ten przeplata się z pozostałymi, znacznie gorzej zrobionymi scenami. Wątki splatają się dopiero pod koniec w chaotycznie i nieskładnie poprowadzonym finale.
A jakie są jeszcze wątki? Mamy tu historię Eleny, którą opisać można jako łzawy i nudny dramat rodzinny. Kobieta fantazjuje o posiadaniu męża i córki, walcząc z wyrzutami sumienia. Mamy Randalla, który marzy o zabawie w żołnierza, przy okazji spotykając... swojego poległego na froncie ojca. Mamy komedię pomyłek, w której bracia Bradley i Brax fantazjują o najlepszej imprezie w życiu wplątując się w porachunki z lokalną mafią. Jest też zagubiony na wyspie dziennikarz Morgan, który służy do wyjaśniania bohaterom (i nam przy okazji) jak działa wyspa i jak z niej uciec.
Mało w tym wszystkim jest horroru, a jeśli już jest, to pozbawiony przemocy i krwi, a także nie stroniący od niepotrzebnych kompletnie jumpscare'ów. Choć historia ma liczne zwroty akcji, których nie zawsze się domyślamy, a motywacje poszczególnych postaci wychodzą na jaw kiedy jest to potrzebne w zawiłym scenariuszu, to jakimś trafem całość filmu wydaje się po prostu męcząca i nudnawa. Szybko zdajemy sobie sprawę, że nie ma tu odrobimy logiki, a twórcy zamiast pokazać nam fajny twist fabularny na koniec, poszli w najgorszą możliwą stronę - w science-fiction.
Ogromnej ilości bzdur i głupot nie da się zamaskować nawet przyzwoitym aktorstwem oraz ogólnym przesłaniem filmu. "Wyspa Fantazji" stara się nam przekazać, że wszystko w życiu ma swoją cenę, a niektóre decyzje determinują całą resztę naszej historii. Film ten pokazuje nam, że punkty zwrotne opowieści, którą sami piszemy nie zawsze są tam gdzie myślimy, a do naprawiania błędów wcale nie jest potrzebna żadna zaczarowana wyspa i moce nadprzyrodzone. Mądre przesłanie, znacznie lepsze niż cały film.
Ocena końcowa: 5/10.
Michał Derkacz
Film obejrzałem w kinie Cinema City Wroclavia.
fot. materiały prasowe