Wujek Frank - recenzja festiwalowa
2020-11-06 10:32:05W ramach 11. American Film Festival, który tym razem odbywa się wirtualnie, mieliśmy okazję zobaczyć nowy film Alana Balla pt. "Wujek Frank". Produkcja ta zwraca na siebie uwagę hollywoodzkimi gwiazdami w obsadzie, ale w trakcie seansu okazuje się, że to doskonale przedstawiona historia jest jej największą zaletą, a aktorski kunszt tylko (i aż) dodaje jej wiarygodności.
Tajemnica tożsamości
O czym zatem jest ten film? Mamy rok 1973. Pozornie (do tego wrócimy) główną rolę gra tu wchodząca w dorosłość Beth (Sophia Lillis), która jest siostrzenicą tytułowego Franka (Paul Bettany) i od początku seansu widzimy, że z całej rodziny to właśnie ta młoda dziewczyna ma z nim najlepszy kontakt. Frank na tle staroświeckiej, chrześcijańskiej rodziny, wyróżnia się na pierwszy rzut oka. Jest cichy i wycofany, ale w towarzystwie Beth jakby odżywa, żartuje, jest pogodnym i opiekuńczym facetem. Beth słyszy od niego, że zawsze powinna iść swoją drogą, nie zwracając uwagi na opinie i oczekiwania innych. Po latach drogi tej dwójki przecinają się. Beth studiuje z dala od rodzinnego miasteczka, a Frank jest profesorem literatury na jej uniwersytecie.
Niespodziewana wizyta na domówce organizowanej w jego mieszkaniu wywraca życie Beth i Franka do góry nogami. A to dopiero początek rozliczeń z przeszłością, gdy śmierć ojca Franka staje się katalizatorem nieodwracalnych zmian w wewnątrz rodziny. 18-latka dowiaduje się, że jej wujek jest homoseksualistą, którego zmarły ojciec nienawidził, a nadchodzący pogrzeb staje się okazją, by Frank przedstawił wszystkim swojego wieloletniego partnera - pochodzącego z Arabii Saudysjsiej Walida (Peter Macdissi), który też trzyma swoją orientację w tajemnicy, a w jego ojczyźnie grozi za to kara śmierci. Czy Frank, który popada w coraz większe problemy z alkoholem i stres, będzie w stanie pokazać swoje prawdziwe życie przed resztą rodziny? Jaką rolę odegra w tym Beth?
"Wujek Frank" to tzw. mały wielki film
Tego musicie dowiedzieć się sami, bo "Wujek Frank" to nie jest zwykły film o problemach osób LGBT u progu lat 70-tych. To przede wszystkim opowieść o tym, jak jedna toksyczna osoba potrafi zatruć jadem nienawiści całą swoją rodzinę, nawet jeśli jej członkowie są w głębi serca dobrymi ludźmi. Tę dobroć wyzwala dopiero śmierć ojca Franka, który wiele lat temu, wypowiadając do niego pewne słowa, spowodował nie tylko realną tragedię, ale i niemal nieodwracalnie wpłynął na całe dorosłe życie bohatera, który nawet jako dorosły mężczyzna, mający niezwykłe wsparcie ze strony swojego partnera, nie jest w stanie rozliczyć się z przeszłością.
Kameralność tej produkcji jest jedną z jej zalet. Nie ma tu zbędnych scen, dłużyzn czy nic niewnoszących dialogów. Wszystko co pokazuje nam Alan Ball ma swój powód i cel, a z drugiej strony twórca potrafi po mistrzowsku żonglować emocjami widza. Nie przesadza z powagą, zaskakując humorem sytuacyjnym, a z początku seansu widzimy sporo wybitnie niezręcznych sytuacji, które każą nam myśleć, że to komedio-dramat z najwyższej półki. Potem dostajemy szczyptę kina drogi, by po drugim punkcie zwrotnym kończyć oglądanie filmu ze łzami w oczach. "Wujek Frank" pokazuje nam też retrospekcje, które w przeciwieństwie do wielu innych dzieł, ani trochę nie wytrącają nas z płynnej narracji i biegu wydarzeń, a wnoszą cenną podbudowę psychologiczną do zachowania Franka, które bez nich mogłoby zostać uznane za przesadę.
Oscarowe aktorstwo znanych gwiazd
"Wujek Frank" to film, w którym aktorstwo stoi na niebotycznie wysokim, absolutnie oscarowym poziomie. Paul Bettany, który wielkie pieniądze zarabia na roli Visiona w produkcjach spod szyldu Marvela, w takim "małym" dramacie jak "Wujek Frank" pokazuje, że gwiazdy Hollywood to bardzo często nie są tylko ładne i modne twarze, ale też bardzo utalentowani artyści, szukający aktorskiego wyzwania i spełnienia w bardziej ambitnych tytułach. Peter Macdissi w drugoplanowej roli Walida jest fenomenalny, a Sophia Lillis tylko potwierdza, że jej kariera jest na dobrym tropie, prowadzącym na sam szczyt.
Tutaj jednak musimy doszukać się (chyba jedynej zauważalnej) wady tego filmu. Otóż postać Beth, która z początku jest w centrum uwagi, gdzieś od połowy seansu zaczyna stopniowo znikać, aż do kompletnego zapomnienia w finale. Historię przejmują problemy Franka i to on jest tu najważniejszy, a sama Beth staje niepotrzebna i można odnieść wrażenie, że jej postać spełniła swoje zadanie, po czym została wykreślona z końcowych stron scenariusza. Jest to jednak ledwie rysa na dziele wybitnym - taka skaza, dodająca kolorytu, niczym tajemnicza blizna na przepięknej buzi.
Ocena końcowa: 9/10
Michał Derkacz
fot. materiały prasowe American Film Festival 2020