Wiking - recenzja
2022-04-25 08:46:11Robert Eggers to twórca, który zawsze ma coś ciekawego do pokazania, nawet jeśli historie zawarte w jego filmach można określić jako proste. Reżyser już zdążył wyrobić sobie wizerunek artysty, w którego projektach chcą brać udział największe gwiazdy Hollywood. „Wiking” jest tylko potwierdzeniem początkowej tezy, bo choć jest to klasyczne kino zemsty, to wykonano je zdecydowanie ciekawiej niż większość produkcji, w których skrzywdzony na początku bohater poprzysięga, że wyrówna rachunki ze złoczyńcą.
Islandia, X wiek. Książę Wikingów (Alexander Skarsgard) szuka zemsty na swoim wujku (Claes Bang zarośnięty nie do poznania), który zamordował mu ojca (krótka, ale świetna rola Ethana Hawke’a) i przejął władzę nad osadą, gdy Amleth miał jakieś 10 lat. Główny bohater musiał wtedy uciekać, ale po przeskoku w czasie, poznajemy go na nowo, gdy jest członkiem Berserkerów. W iście zwierzęcy sposób (mówi się o połączeniu cech niedźwiedzia i wilka) grupa ta szturmuje i plądruje kolejne osady, a nasz Amleth popisuje się niesamowitą sprawnością w walce, a jego imponująca postura (194 cm mięśni) robi wrażenie nie tylko za pierwszym razem, ale też przez resztę seansu.
Alexander Skarsgard, który nie należy do najbardziej wyrazistych aktorów, dostał idealną rolę pod siebie. Doskonała ekranowa prezencja, ale też dość ograniczona paleta wyrazów twarzy są akuratne do wiarygodnego wcielenia się w szukającego zemsty rzeźnika, któremu jednak trzeba oddać to, że plan zemsty i jego przeprowadzenie ułożył sobie całkiem zmyślnie. Nie obyło się natomiast bez sporej pomocy, zarówno ze strony ludzi (wspiera go niewolnica Olga – w tej roli Anya Taylor-Joy) jak i zjawisk nadprzyrodzonych (Amleth miewa liczne wizje, związane z nordycką mitologią).
Ta zemsta, choć przemyślana, wieloetapowa i krwawa, nie jest tak banalna, jak mogło się wydawać. Bohater zostaje postawiony przed trudnym wyborem, a nie zdradzając wam fabuły, powiemy jedynie, że twórcy stawiają na teorię, że wszystko ma swoją cenę, a żeby coś dostać, trzeba też oddać coś w zamian. Przebieg fabuły nie jest zbyt zaskakujący, ale sposób opowiadania historii już jak najbardziej. Eggers nie byłby sobą, gdyby zrobił wszystko typowo, więc postarał się o wprowadzenie wspomnianych wcześniej wizji, które w połączeniu z ówczesnymi tradycjami i obrzędami daje niezwykle emocjonalny efekt.
„Wikinga” ogląda się z zapartym tchem, także dla tego, że ta prosta fabuła składa się z pojedynczych, kapitalnie wyreżyserowanych scen. Początkowa inicjacja małego Amletha, Berserkerzy przy ognisku, atak na osadę, pojedynek ze szkieletem, mecz w knattleikr, przejażdżka z walkirią czy finał pod wulkanem to momenty, o których trudno zapomnieć na długie godziny po seansie. Dodając do tego piękne zdjęcia oraz muzykę, dostajemy jeden z najlepszych filmów o wikingach w historii. To obraz, który warto zobaczyć w kinie, a jeśli tylko nie przeszkadza wam brutalna przemoc, to absolutnie polecamy wybrać się na „Wikinga”.
Ocena końcowa: 8/10
Michał Derkacz
Film zobaczyłem w Kinie Nowe Horyzonty we Wrocławiu.
fot. materiały prasowe