Więzień labiryntu: Lek na śmierć - recenzja
2018-01-29 10:48:48„Więzień labiryntu: Lek na śmierć” to trzecia, finałowa część ekranizacji popularnej serii powieści science-fiction dla młodzieży. Czy film dostarcza satysfakcjonującego, pełnego emocji zakończenia? Przeczytajcie recenzję!
„Więzień labiryntu: Lek na śmierć”, jak na zakończenie trylogii przystało, systematycznie i w dość dużym tempie zamyka poszczególne wątki i zmierza w stronę wielkiego finału. Trzeba przyznać, że już od pierwszej sceny akcja wywołuje spore emocje, a w dalszej części zwalnia tylko na chwilę. Jednak produkcja ta, choć efektowna, posiada całą masę nieprzemyślanych zwrotów fabularnych, które niestety są w stanie popsuć seans bardziej wybrednej części widzów.
Dzieje się tu naprawdę dużo. Mamy pościgi, strzelaniny, wybuchy i dramatyczne sceny ratowania bohaterów w ostatniej chwili. Można powiedzieć nawet, że to wszystko wywołuje niepożądany efekt przesytu, kiedy pod koniec seansu jesteśmy w stanie bezbłędnie przewidzieć, że w dramatycznej sytuacji na pewno zaraz ktoś przyjdzie naszym protagonistom z pomocą. Niby to wszystko mieści się w konwencji niewymagającego kina młodzieżowego, ale twórcy zdecydowanie przeszarżowali z ilością tego typu sytuacji.
Kuriozalnie wręcz wygląda wątek przejmowania, ogrodzonego murem, Ostatniego Miasta przez grupę rebeliantów. Ci niszczą wszystko na swej drodze. Wszystko, co przez lata udało się zbudować i utrzymać ostatnim zdrowym przedstawicielom cywilizacji. Nie ma w tym żadnego sensu, a destrukcyjne działania, choć efektowne wizualnie, są po prostu absurdalne i obserwując je nie mamy już wątpliwości, że rodzaj ludzki przegrywa walkę nie z wirusem, a z własną głupotą.
Co więcej, kreowane na „złe korpo” ugrupowanie DRESZCZ, z którym walczą nasi bohaterowie, tak naprawdę całkiem sprawnie robi postępy w szukaniu szczepionki, skutecznego, tytułowego leku na śmierć. Gdyby tylko zwaśnione strony siadły do rozmów, konflikt można było rozwiązać w dojrzały sposób, ratując tysiące istnień. Jednak na ekranie o wiele lepiej prezentuje się wojna, więc cała druga część filmu to chaotyczna bieganina po ogarniętym przemocą upadłym, utopijnym mieście. Fabularne wpadki zapewne w dużej część są pokłosiem przenoszenia na ekran materiału źródłowego, jednak oceniając film jako odrębny byt, trzeba wytykać je jako wady.
Na szczęście nie wszystko poszło tu źle. „Więzień labiryntu: Lek na śmierć” doskonale oddaje realia życia w postapokaliptycznych lokacjach. Scenerie, efekty specjalne i ogólna, wizualna strona tej produkcji stoją na wysokim poziomie.
Imponująca jest także obsada. W filmie zobaczymy aktorów, którzy jeszcze przy produkcji części pierwszej byli mało znani, jednak teraz są to już pierwszorzędne, młode gwiazdy Hollywood. Dylan O'Brien, Kaya Scodelario, Will Poulter, Rosa Salazar czy Nathalie Emmanuel to obsada, która potrafi przyciągać do kin. Imponująco prezentuje się również Walton Goggins, którego ucharakteryzowano tu po mistrzowsku.
„Więzień labiryntu: Lek na śmierć” to film, który godnie wieńczy serię. Prawdopodobnie zadowoli jedynie wiernych fanów poprzednich części, którzy będą skłonni wybaczyć niedociągnięcia, emocjonując się losami bohaterów. Widzowie, których nie porwała dotąd historia Thomasa i jego grupy, raczej nie mają tu czego szukać.
Michał Derkacz
Więzień labiryntu: Lek na śmierć, reż. Wes Ball, prod. USA, czas trwania 142 min, dystr. Imperial - Cinepix, polska premiera 26 stycznia 2018
Film zobaczyłem w kinie Cinema City Wroclavia.
fot. materiały prasowe