Wesele - recenzja
2021-10-11 09:59:43Wojciech Smarzowski zrobił nowe „Wesele”. Przed premierą można było mieć obawy, czy aby nie będzie to jedynie zaktualizowany do współczesnych realiów remake jego własnego „Wesela” z 2004 roku. Po ogólnopolskiej premierze z 8 października 2021 roku wiemy już, że najnowsze dzieło lubiącego kontrowersyjne tematy twórcy jest czymś zupełnie innym, niż tylko odświeżeniem schematów z kultowego pierwowzoru. Przeczytajcie recenzję filmu „Wesele”!
Polecamy zobaczyć też: Filmy o ślubach i weselach - 15 najciekawszych propozycji >>
Dwie linie czasowe...
„Wesele” to produkcja, która (początkowo) pokazuje dwie linie czasowe, przeplatające historię wesela Anno Domini 2021 z dramatycznymi wydarzeniami, jakie miały miejsce kilkadziesiąt lat temu. Współczesność dotyczy głównie Ryszarda Wilka (znakomity w tej roli Robert Więckiewicz), który właśnie wydaje córkę (Michalina Łabacz) za mąż, ale organizacja zabawy wcale nie jest kwestią, przysparzającą mu największej ilości problemów. Jako lokalny biznesmen ma spore problemy finansowe, a w dodatku jest przez kogoś szantażowany. W czasie wesela Rysiek musi zmierzyć się z kolejnymi wyzwaniami, a oczywiście kłopotów tylko przybywa. Retrospekcje natomiast dotyczą jego ojca, seniora rodu Antoniego Wilka (Ryszard Ronczewski), do którego wracają wspomnienia sprzed lat, kiedy to poznał miłość swojego życia, ale też brał udział w masowych mordach ludności żydowskiej w czasie drugiej wojny światowej.
... stają się jedną
Pierwsza część filmu przebiega dość standardowo. Na weselu mamy łatwe do przewidzenia emocje, związane z najróżniejszymi przywarami uczestników. Jest nasz główny bohater, który do wzoru moralności ma tak daleko, że własna córka mówi mu, że całe życie się go wstydziła. Mamy pannę młodą w zaawansowanej ciąży, która marzy o emigracji, a jednak poślubiła właśnie narodowca, który ma stać się bliskim współpracownikiem jej ojca i ani myśli wychowywać dziecka za granicą. Mamy księdza, nawołującego do walki z „tęczową zarazą”, wykorzystującego finansowy kryzys Ryszarda. Mamy wielką grupę weselników, biorących udział w dzikiej zabawie, przepełnionej wódką, uprzedzeniami, zdradami i innymi świńskimi praktykami. Wesele jest tu jednak tylko tłem, a wyjaśnienie innych wątków niż te, które dotyczą Ryśka, zdają się tu kompletnie nieistotne. Wątek historyczny to naturalnie, dobrze znane jeśli chodzi o styl filmowania Smarzowskiego, choć nie tak drastyczne jak w „Wołyniu”, sceny zbrodni dokonanych przez Polaków na Żydach. Płynie z tego jakaś (tzn. trudna) lekcja historii, która jednak raczej nie wywoła takich kontrowersji, jak w przypadku premier „Wołynia” czy „Kleru”.
Druga część filmu to już kwintesencja tego co dobre w nowym „Weselu”. Smarzowski zaskakuje niesamowicie pomysłowym i efektownym zabiegiem formalnym, polegającym na jednoczesnym pokazywaniu wydarzeń z dwóch linii czasowych. Początkowo przeplatające się wyraźnie przeszłość i przyszłość, płynnie stają się jednością, za sprawą szwankującego na stare lata umysłu Antoniego. Reżyser pokazuje nam świat widziany z jego perspektywy, w którym na współczesnym weselu pojawiają się postacie z dawnych lat, a na tle palącej się stodoły z Żydami w środku, obserwujemy prozaiczne dyskusje weselników z 2021 roku, z kłótnią druhen o zniszczonego buta na czele. Jest to wszystko tak absurdalne i sugestywne jednocześnie, że trudno wyjść z podziwu już do końca seansu.
Wesele na tle zbrodni
Wątek współczesnego wesela zderzony z tragedią sprzed lat jest tu bardzo wyraźną, łopatologiczną wręcz lekcją, że dawna nienawiść jest nadal obecna i aktualna, a czasem przybiera jedynie inne twarze - nie omamionych ubóstwem wieśniaków, lecz zepsutych dobrobytem ludzi z wyższych sfer. Jedni i drudzy, kiedyś i teraz, posługują się mową nienawiści, a jeśli trzeba także przemocą fizyczną i ogniem. „Wesele” to film zrobiony w całość po taką tezę, ale to nie pierwszyzna u Smarzowskiego, który jako artysta ma prawo robić w swym dziele co chce. Jak jego przekaz odbiorą widzowie? Oby z dużą dozą refleksji, co przyda się też bohaterom „Wesela”. Patrząc na poczynania niektórych postaci z tego filmu, kac moralny to najmniejsze zmartwienie, jakie przyjdzie z nastaniem świtu, po nocy pełnej ekstremalnych emocji.
Ocena końcowa: 8/10
Michał Derkacz
Film zobaczyłem w Kinie Nowe Horyzonty we Wrocławiu.
fot. materiały prasowe Kino Świat