Ty i ja i wszyscy, których znamy
2006-01-12 00:00:00Ty i ja i wszyscy, których znamy
Samotność to temat przepaścisty, nakarmi się nim każdy gatunek kina. Tu w konwencji komedii, z której warto się dowiedzieć, że defekować można… w tą i z powrotem. Film splata losy kilku postaci szukających, każda na swój sposób, miłości. Wątki są poszatkowane i poukładane w udana mozaikę, która jest o czymś. O tym mianowicie, że każdy chce kochać, niezależnie od tego, jakiego pokolenia jest reprezentantem. Porównywania generacji nie da się uniknąć. Miranda July serwuje nam mix międzypokoleniowy. Najbardziej urocze, niezgrabne, ale zarazem wulgarne są dzieci. Nakarmione pojęciami kultury, dla której orgazm jest największym życiowym osiągnięciem, szukają swojej porcji miłości. Jednak ich poczynania miast przerażać wywołują uśmiech; ironia w porcjach najwłaściwszych. Kolejni poszukiwacze to pokolenie 30-, 40-latków. W ich wieku miłość stygnie z romantyzmu, wikłając się w małżeństwa, rozwody, separacje. Mimo to nie porzucają nadziei, że będzie lepiej. Sprzedawca butów i niebanalnie kobieca artystka, ocierają się o siebie i parzą się przy każdym zetknięciu. „Wciąż niepewni siebie, siebie niewiadomi” – jak śpiewał Marek Grechuta. Najdokładniej, romantyczny wzorzec miłości po grób, realizowałoby uczucie między dwójką seniorów. Cóż, do tego nie dochodzi, bo tydzień przed śmiercią żona rzuca męża… Akcja filmu toczy się powoli - tęsknotą, nadzieja i humorem. W sukurs nastrojowi idą barwne, niesztampowe postaci. Całości dopełnia kojąca muzyka easy listening, której wolne tempo do końca zanurza w romantyzmie. July nakręciła film, który się broni. Mimo wyświechtanego tematu i ogranej formy, udał się jej wystosować kolejny apel mówiący ludziom, że najważniejszy jest drugi człowiek. A wracając do leadu. Ten wirtuozerski sposób defekacji rodzi się w głowie kilkuletniego chłopca podczas czatowej rozmowy z dojrzałą kobietą. Do tej pory to dzieci były narażone na wyuzdane propozycje internetowych szaleńców… Marcin Gębicki (marcin@dlastudenta.pl) |