Trzy billboardy za Ebbing, Missouri - recenzja
2018-01-30 10:58:44Trzy billboardy, troje aktorów, cztery wygrane Złote Globy i siedem oscarowych nominacji (gala rozdania 4 marca). „Trzy billboardy za Ebbing, Missouri” to kameralny dramat, który w najczystszej postaci przedstawia proces „wkładania kija w mrowisko”. Jednak czy jest tak dobry, jak można by przypuszczać? Przeczytaj recenzję!
Tytułowe trzy billboardy to rozpaczliwa forma apelu matki zgwałconej, zabitej i spalonej dziewczyny do szeryfa miasteczka, w którym doszło do tej tragedii. Dlaczego jeszcze nie złapano sprawcy? Dlaczego śledztwo stoi w martwym punkcie? I dlaczego wszystkim przeszkadzają te tablice reklamowe, skoro ich treść skierowano w stronę tylko jednej osoby?
Mildred, która wydała niemal ostatnie pieniądze na wynajęcie tablic przy praktycznie nieuczęszczanej drodze, ma swoje powody, swoje racje i swoje prawo. Kobieta chce tylko i aż dowiedzieć się kto zabił jej córkę, a swą bezsilność w tej sprawie przekuwa w niesamowitą siłę charakteru, obwieszczając całej okolicy, że winny zaniechań w śledztwie jest tu Szeryf Bill Willoughby.
Konflikt polega tu na tym, iż człowiek ten jest wyjątkowo szanowany i cieszy się bezgranicznym zaufaniem zarówno oddanych funkcjonariuszy miejscowej policji, jak i mieszkańców. Kluczową postacią tej historii jest także oficer Jason Dixon, dla którego Willoughby jest jak ojciec, więc nie można dziwić się, że porywczy, skłonny do przemocy funkcjonariusz skupi swą złość na Mildred i wszystkich, którzy jej pomagają.
Wszystko to zdaje się nie zmierzać do szczęśliwego finału, aż do… śmierci jednej z postaci. Śmierci, która wyryje swe piętno na każdym z bohaterów, zmieniając ich sposób postrzegania kluczowych spraw. „Trzy billboardy za Ebbing, Missouri” to film, który po mistrzowsku operuje rekwizytem, motywem zemsty i sposobem prezentacji przemiany bohatera.
Prostota fabularna i stylistyczna tylko potęgują niesamowite wrażenie, jakie robi na nas aktorstwo. Nic dziwnego, że grający główne role Frances McDormand, Woody Harrelson i Sam Rockwell zostali dostrzeżeni przez członków Akademii przyznającej Oscary. To zdecydowanie jedne z najlepszych kreacji roku. Natomiast prezentacja postaci, zarysowanie konfliktu i realizm w pokazywaniu akcji to już oczywiście ogromna zasługa reżysera (Martin McDonagh), którego także trzeba docenić.
„Trzy billboardy za Ebbing, Missouri” to opowieść o dążeniu do prawdy, nawet gdy ta jest nieuchwytna. To także film o nadziei, która gaśnie ostatnia, o przebaczeniu i o przełamywaniu uprzedzeń. Przede wszystkim jednak, jest to film o dawaniu drugiej szansy, zarówno sobie, jak i innym.
Jest tu też kilka mocnych, brutalnych scen, które z pewnością zapadną wam w pamięć. Produkcja ta nie jest efektowna, ale niebanalna historia i jej niespodziewany rozwój potrafi wciągnąć od początku do końca. Unikatowy klimat małego miasta, kryminalny wątek i moc rewelacyjnego aktorstwa to atuty, których nie da się tu nie zauważyć. Czy „Trzy billboardy za Ebbing, Missouri” dostanie jakieś Oscary? Zobaczymy, ale przecież i tak wiemy, że to nie pozłacane statuetki mówią nam, co jest filmem roku, lecz nasza własna wrażliwość.
Michał Derkacz
Trzy billboardy za Ebbing, Missouri, reż. Martin McDonagh, prod. USA, czas trwania 115 min, dystr. Imperial - Cinepix, polska premiera 2 lutego 2018
fot. materiały prasowe