Truposze nie umierają - recenzja
2019-07-27 17:12:55W tym małym miasteczku od rana coś jest nie tak. O 20:20 nadal jest zupełnie jasno, zegarki padają, oś ziemi chyba się odwraca, wszędzie leci ta sama piosenka, a na dodatek zmarli zaczynają wstawać z grobów i pustoszyć miejsca, które za życia były dla nich ważne. Nic zatem dziwnego, że policjant Ronnie Peterson (Adam Driver) ma w głowie nieustającą myśl, że "To się nie skończy dobrze", zaś jego partner na służbie - Cliff Robertson (Bill Murray) powoli zaczyna mieć wszystkiego dość. Tak oto ryzuje się historia w filmie "Truposze nie umierają" w reżyserii Jima Jarmuscha.
"Truposze nie umierają" to przedstawiciel cudownego gatunku jakim jest horror komediowy, jednak tym razem nie mamy do czynienia z typowym śmieszkowanie w przerwach od krwawej jatki. Tym razem wszystko rozwija się powolnie, mozolnie, wręcz nudnawo, by z czasem, gdy już poznamy miasteczko oraz jego mieszkańców plus grupkę przyjezdnej młodzieży (pieszczotliwie nazywaną przez lokalsów „hipsterami”), rozwinąć się w to co tygrysy lubią najbardziej – masowe rozwalanie zombiaczych głów. Jednak mimo zadziwiającej świadomości bohaterów na temat tego kim są zombie i jak ich zabić, nie wszystko pójdzie zgodnie z planem. Wszak nadal z tyłu głowy kołacze ta myśl - "To się nie skończy dobrze". Pamiętajcie o tym.
Film faktycznie rozkręca się wolno, ale kluczem do dobrej zabawy przez pierwszą połowę jest „wejście w kimat”. Kino Jarmuscha po prostu już takie jest – pełne ironii, sarkazmu, kpiny i absurdu. Tymczasem do tego wszystkiego dodać musimy jeszcze sporo groteski, obrzydliwych scen i krwi, bo jakby nie było, zabijania zombie trochę zobaczymy na ekranie. Ciekawe jest, że owe żywe trupy sygnalizują resztki świadomości z czasów… sprzed tego zanim trafiły do ziemi. Z tego biorą się naturalnie najśmieszniejsze sceny, które są jawnym komentarzem do konsumpcjonizmu i przywiązania do głupot, niezależnie od grupy społecznej czy innej. Kultowe horrory z zombie miały w sobie ten element satyry i to nie zmieniło się także w "Truposzach…" Jarmuscha.
Na pochwałę zasługują świetni w swych rolach aktorzy, a oprócz wymienionych głównych bohaterów mamy tu jeszcze takie gwiazdy jak Tilda Swinton (z kataną w dłoni!), Chloë Sevigny, Steve Buscemi, Danny Glover czy Selena Gomez. Pod koniec Jarmusch jeszcze bardziej bawi się swoim filmem, kiedy w dialogach postacie mówią o scenariuszu filmu, a powtarzana do znudzenia piosenka The Dead Don't Die Sturgilla Simpsona nie przestaje bawić widza i irytować Cliffa Robertsona. Ten film absolutnie warto zobaczyć, choć musicie pamiętać, że zdecydowanie nie będzie to typowy film o zombie, a raczej zabawa w film o zombie.
Michał Derkacz
Film zobaczyłem w kinie Cinema City Wroclavia.
fot. materiały prasowe