Till - recenzja przedpremierowa
2023-01-13 12:39:0720 stycznia 2023 roku do polskich kin wejdzie oparty na prawdziwych wydarzeniach dramat pt. „Till”. Jest to historia Mamie Till Mobley, która w 1955 roku, po brutalnym linczu na swoim 14-letnim synu, rozpoczęła heroiczną walkę o sprawiedliwość, przekuwając żałobę w działanie. Tragiczna śmierć młodego Emmetta nie poszła na marne właśnie dzięki odwadze i sile matki, która stanęła w sądzie walczyć z „białymi” o prawdę, a gdy proces okazał się farsą, kobieta przeniosła siły na szersze pole walki z rasizmem, inspirując tysiące ludzi. Czy dramat „Till” może stawać obok najlepszych filmów o rasizmie w historii kina? Przeczytajcie recenzję przedpremierową!
Reżyserka (i współautorka scenariusza) Chinonye Chukwu w „Till” pokazuje nam wyżej przedstawioną historię z perspektywy matki. Wydarzenia, które doprowadziły do morderstwa Emmetta Tilla są tu obecne, ale widzimy tylko ich ogólny zarys i kontekst, bez epatowania brutalną sceną tortur na 14-letnim chłopcu. Oczywiście, samo zajście w sklepie, które uruchomiło lawinę tragicznych zdarzeń jest odtworzone, ale tak naprawdę właściwa historia zaczyna się od sceny w prosektorium, gdy Mamie ogląda trudne do identyfikacji ciało syna, zdając sobie sprawę z tego, że świat nie uwierzy jej słowom, jeśli nie zobaczy na własne oczy, do czego doprowadzili bezkarni na tych ziemiach oprawcy.
Wspierana i zachęcana przez bliskich (ale też ledwo poznanych sojuszników), bohaterka wchodzi na drogę walki o sprawiedliwość, która nie kończy się po ogłoszeniu wyroku, lecz dopiero się w tym momencie zaczyna. Trochę szkoda zatem, że twórcy postanowili skupić się na z góry przegranej sprawie, zamieniając drugą część seansu w klasyczny dramat sądowy, zamiast pokazać nam o wiele ważniejsze wydarzenia, które nastąpiły po nim, ostatecznie doprowadzając do zmian w sądownictwie na rzecz czarnoskórych.
Jednak uczciwie oceniając to co zobaczyliśmy, nie ma wątpliwości, że „Till” jako dramat sądowy sprawdza się dobrze. Nie z powodu ekscytującego scenariusza, bo wszystko jesteśmy wstanie przewidzieć, lecz fenomenalnej gry aktorskiej. Popis ze strony obsady dostajemy w zasadzie podczas całego seansu, ale kulminacyjne sceny rozgrywają się właśnie na sali sądowej oraz pomiędzy kolejnymi posiedzeniami.
Na ekranie bryluje Danielle Deadwyler, której Oscar 2023 należy się już za samą scenę zeznania pod koniec seansu, ale nie tak daleko w tyle za nią są drugoplanowi John Douglas Thompson czy Frankie Faison. Nieźle wypadł również Jalyn Hall jako Emmett Till, ale tu można mieć zastrzeżenia, że jego postać została przedstawiona trochę na niekorzyść. Jego bohater jest lekkoduchem, lekceważąco podchodzącym do licznych ostrzeżeń matki na temat zachowania wobec białych, a jednak Emmett ostatecznie prowokuje tragiczne w skutkach zajście gwiżdżąc na dorosłą kobietę, co do dziś uznawane jest za wysoce obraźliwe. Fakt, że zeznania obrażonej były całkowicie zmyślone i wyolbrzymione do próby gwałtu, to już osobna sprawa.
Pamiętać też trzeba jeszcze o składzie ławy przysięgłych (100% biali mężczyźni) oraz kwestii winy morderców bez względu na to, jakiej prowokacji wcześniej dopuścił się nastolatek. Ten aspekt został przez twórców świadomie pominięty, bo jak mówiliśmy, cały proces i tak był z góry przegrany. „Till” daje nam raczej punkt wyjścia do dyskusji, refleksji i samodzielnej analizy pokazanej historii, niż śledzi wszystko idealnie krok po kroku.
To opowieść, która nawet dziś bywa boleśnie aktualna i choćby z tego względu warto ją poznać. Pamiętajcie jednak, że „Till” to kawał genialnie zagranego, ale trudnego kina. Jest tu morze łez, niesprawiedliwość i szokujące obrazy ludzkiego okrucieństwa, ale na koniec wszystko to zostaje przykryte płaszczem odwagi, solidarności i nadziei. My polecamy wybrać się na ten seans i przeżyć wspólnie całą gamę skrajnych emocji, poznając przy tym poruszającą i prawdziwą historię Mamie Till Mobley.
Michał Derkacz
fot. materiały prasowe