Tigertail - recenzja
2020-04-24 13:02:14W ostatnim czasie skupiamy się, by przetrwać najgorszy czas kwarantanny. Ten okres jest wyjątkowo trudny zarówno dla studentów, pracowników, jak i naszych bliskich. Można go wykorzystać w różnoraki sposób. My polecamy odpalić Netflixa i zobaczyć nowy film Alana Yanga "Tigertail"z 10 kwietnia. Dlaczego? Bo to historia o rodzinie, o tym, jak jedna droga zawsze będzie prowadzić w rodzinne strony. Każdy wie, że powroty bywają czasem trudne. Tutaj wystarczy poddać się narracji Pin-Jui (Tzi Ma) i przez chwilę potowarzyszyć mu w drodze. Być może będzie to droga każdego z nas.
Podróż do przeszłości, ale w imię czego?
Każdy się z kimś ścigał albo biegł, ile sił w nogach, by zdążyć na umówioną godzinę. Spokojnie, ta historia wymaga tylko rozluźnienia, nie trzeba będzie się nigdzie spieszyć. Pin-Jui sam wszystko opowie.
Fabuła generalnie nie jest skomplikowana ani wymyślna. Główny bohater wspomina swoje życie, doświadczające i pełne ciężkich chwil. Tajwan kojarzy mu się z polem ryżowym, powściągliwą babcią, obrazami ojca i matki, która poświęciła mu całe życie, ciężko pracując w fabryce. Młody Pin-Jui zmagał się z trudami życia niezamożnej rodziny. Koloru nadała temu wszystkiemu znajomość z Yuan (Joan Chen), z którą spędził rok na wspólnej zabawie. Potem musiała nastąpić rozłąka na rzecz ustatkowania się jego matki. Wspomnienia jednak pozostały w jego sercu na zawsze.
Bohatera poznajemy tak naprawdę, gdy powraca z pogrzebu. Ma okazję spędzić trochę czasu z córką. Czy wykorzystuje tę możliwość? Pewne rzeczy w rodzinie przechodzą z jednego członka na drugiego. Niewątpliwie jedną z nich jest skrytość, która komplikuje relacje. Nie do końca wiadomo, czy w ogóle jest o takowych mowa. Dorosłe życie Pin-Jui nie jest zbyt udane. Wskazują na to liczne retrospekcje, zawierające wstawki sięgające czasów pracy w fabryce do wyprowadzki. Żeby nie było tak dramatycznie, przeżył on kilka wspaniałych chwil, ale nie mogą być one jedyną motywacją. Potrzeba czegoś jeszcze.
Przepustką bohatera do lepszego życia był ożenek z Zhenzhzen (Fiona Fu) i decyzja opuszczenia rodzinnego Tajwanu w celach zarobkowych. Praca jednak sama nie przyszła. Musiał on walczyć zarówno o swoje przetrwanie, jak i lepsze życie dla swojej matki. Niestety w całej tej układance nie było miejsca dla kogoś jeszcze. No może prócz jego jedynej miłości, którą zostawił i w ciszy pożegnał, wyjeżdżając z miasta.
Amerykański sen
Prawdziwe życie nieraz pokazuje, jakie może być okrutne. Robi to często bardzo wyraźnie i bezceremonialnie, bo nic nie jest takie, jakie się wydaje. To stanowi główną sentencję tego filmu, która jest otwarciem nowego rozdziału w życiu bohatera. Często nawet nie wiedząc, unieszczęśliwia się bliską osobę. Niestety nie da się tego uniknąć i główna postać się o tym przekonała.
Oprócz negatywnej prognozy istnieją zalety tej produkcji. Trzeba przede wszystkim docenić rolę córki Pin-Jui, Angeli (Christine Ko). Mimo tego, że wychowała ją głównie matka, wciąż brakowało jej kontaktu z ojcem. Niestety ciężko zdziałać cokolwiek, gdy ktoś jest nieświadomy problemu. W momencie, gdy młodej kobiecie walił się grunt pod nogami, postanowiła zdobyć się na szczerość, tak ważną w każdej relacji. W chwilach bezsilności wypadła bardzo naturalnie i to w takim stopniu, że jej cierpienie może pobudzić do refleksji niejednego widza. Przedstawienie postaci Angeli jako odrzuconej kobiety uzmysławia o braku ważnego pierwiastka. Być może bez jednego elementu nie mogła zaznać całkowitego szczęścia. Nie tylko ona.
Historia każdego z nas
Zadziwiającym faktem jest to, że "Tigertail" mimo swoich niedociągnięć, zwłaszcza przewidywalności, nie rozczarowuje tak boleśnie, jak inne premiery na Netflix. Za to subtelnie porusza i powoduje, że sami zastanawiamy się, czy czegoś nie zepsuliśmy w swoich relacjach. Warto i trzeba o nie dbać, ale nie przychodzi to tak łatwo, jak w filmowym świecie. Receptą okazuje się szczera rozmowa, ale czy tylko ona jest ważna?
Film Yanga przedstawia pierwszą miłość, rozstanie, stawianie czoła trudom życia. Nie jest on tylko o wspominkach, ale o odbudowywaniu relacji. Daje na to nadzieję, bo najczęściej nie jest na to za późno, wystarczy tylko być świadomym i wyrazić chęć na doskonalenie więzi. W rezultacie można dostać o wiele więcej, niż się spodziewało. Droga pod nazwą ogon tygrysa, którą wracał codziennie Pin-Jui z matką, jest przede wszystkim rozrachunkiem z przeszłością, z obrazami, które nie chcą opuścić umysłu i nader często o sobie przypominają. Wspomnienia zawsze będą nam towarzyszyć, niektóre z nich zaczną po pewnym czasie blednąć czy zanikać. Demonom przeszłości można się poddać albo z nimi walczyć. Bez nich życie może być lżejsze w towarzystwie ukochanych osób, tylko trzeba dać sobie szansę.
"Tigertail" może nie jest wybitny i nie powala na kolana, ale czas poświęcony na seans nie będzie zmarnowany. Tym bardziej że sama forma kinowa jest autonomicznym przekazem. Obfituje w uniwersalne wartości i ukazuje ich wpływ na życie, przy czym nie piętnuje. Oczywiste jest to, że warunki wychowania wpływają na rozwój człowieka, ale nie muszą rujnować dorosłego życia, jeśli ktoś na to nie pozwoli. Idealnym zwieńczeniem tego filmu będą słowa dobrze znanego każdemu przysłowia: "lepiej późno niż wcale".
Ocena końcowa: 7/10
Paulina Jakubowska
Zobacz także: polskie dramaty, które warto zobaczyć>>
fot.1:materiały prasowe Netflix
fot.2:screen/YouTube.com/Netflix
fot.3:screen/YouTube.com/Netflix