Takeshi Kitano i Takeshis
2006-06-13 10:48:20Po obejrzeniu Takeshis' odpowiedź na pytanie, dlaczego tak rzadko mamy okazję oglądać na ekranach polskich kin filmy japońskie, nasuwa się sama, ale absolutnie nie należy się nią sugerować - nie wszystkie japońskie filmy są takie słabe.
Pokrętna, mglista fabuła zdaje się rozgrywać w dwóch sferach tej samej rzeczywistości. Przeplatana jest dodatkowo surrealistycznymi obrazami wnoszącymi dodatkowy chaos. Początkowo jesteśmy świadkami życia pewnego wziętego aktora, który pewnego dnia spotyka swojego sobowtóra - skromnego mężczyznę marzącego o karierze aktorskiej. Od tej pory obserwujemy tego drugiego, okazuje się jednak, że otaczają ich ci sami ludzie odgrywający różne role. Właściwie nie do końca wiadomo, które sceny dzieją się w czasie ciągu fabularnego, a które są jedynie marzeniami sennymi bohatera(ów).
Ciągnący się naprawdę długimi minutami czas wydarzeń, bardzo oszczędna muzyka, sterylne przestrzenie to przeważnie cechy, które nadają filmowi pewnej specyfiki, jednak są zabiegami bardzo ryzykownymi. W przypadku Takeshis' ewidentnie się nie udało.
Sceny akcji wywołują pobłażliwy uśmiech, czego nie można napisać o momentach, które ów uśmiech powinny wywoływać - rozpoznaje się je raczej intuicyjnie. Kunszt aktorski pana Kitano pozostawia wiele do życzenia. Być może jego niewzruszona twarz to celowy zabieg, jednak mnie nie przekonała.
Najsmutniejsze jest to, że ktoś może zasugerować się tym filmem i wyciągnąć pochopne wnioski na temat kinematografii japońskiej. Mam jednak nadzieję, że wszyscy pamiętamy jeszcze "7 samurajów".
Przeważnie wyjście do kina to godna polecenia alternatywa, na spędzenie miłego (bądź wedle uznania wzbudzającego gorące dyskusje) wieczoru. Jednak jeśli ktoś wybiera się na Takeshis' to polecam raczej spacer ... dokądkolwiek.
Michał Czerwonka
(michal.czerwonka@dlastudenta.pl)