Szybcy i wściekli: Hobbs i Shaw - recenzja

Recenzja filmu zdradza (nie)kluczowe elementy fabuły.

Film "Szybcy i wściekli: Hobbs i Shaw" to historia stawiająca w centrum dwóch bohaterów, znanych z serii "Szybcy i wściekli". Luke Hobbs (Dwayne Johnson) oraz Deckard Shaw (Jason Statham), którzy (delikatnie mówiąc) nie polubili się podczas akcji w filmie "Szybcy i wściekli 8", tym razem muszą współpracować, by... ocalić świat, oczywiście. Myśleliście, że stawka może być mniejsza? Toż to w zasadzie jest kino superbohaterskie, a nasi protagoniści spokojnie mogliby stawać w szranki z Kapitanem Ameryką. Ku takiej tezie są spore przesłanki, bo w "Hobbs i Shaw" złoczyńcą jest "Czarny Superman", jak sam siebie określa Brixton (Idris Elba), którego ciało zostało naszprycowane nowoczesną technologią, robiąc z niego kuloodpornego siłacza na zaawansowanym ścigaczu.

Historia jest prosta. Nasi bohaterowie muszą odszukać siostrę Deckarda - Hattie Shaw (Vanessa Kirby), a następnie wydobyć z niej kapsułki z wyjątkowo niebezpiecznym wirusem, który mógłby wybić większość ludzi na Ziemi. Ten sam cel ma nasz czarny charakter, więc starcie tytanów jest nieuniknione. W przypadku szalonego, efektownego filmu akcji jakim naturalnie jest "Hobbs i Shaw" taka fabuła nie byłaby wadą, jednak tym razem twórcy przesadzili z ilością idiotycznych scen, w których sensu nie mają działania poszczególnych postaci. Samo zawieszenie niewiary nie popsuje nam "przegiętych" scen akcji, ale niestety już od samego początku, od zawiązania konfliktu działania bohaterów nie mają sensu, co może popsuć seans widzom, którzy nawet "niechcący" myślą nad zasadnością decyzji, jakie podejmują Hobbs, Shaw, Hattie (zwłaszcza) oraz Brixton.

W prawdziwym świecie takie sytuacje nigdy nie mogłyby mieć miejsca, a by nie wchodzić w spoilery opiszemy tylko jedn sytuację. Hattie jest agentką rządową, ale z jakiegoś powodu, ucieka tylko dlatego, że terrorysta zadzwonił do jej przełożonych z wiadomością, że jest ona winna śmierci swoich współpracowników. Podobnie - bezsensowna jest sytuacja, w której Brixton przesyła do mediów informację, że Hobbs i Shaw są przestępcami i wszyscy publikują te fałszywe informacje, łącznie z normalnymi służbami państwowymi. Absurd, fabularnie nieistotny zresztą.

Na szczęście wszechobecne głupoty są w tle, gdy na ekranie dzieją się rzeczy epickie, a te zrealizowano znakomicie. Jasne, że większość z nich jest fizycznie niemożliwa do wykonania (np. Hobbs trzyma jedną ręką helikopter na łańcuchu!), ale to wszystko jest tak emocjonujące, że trudno pozbyć się efektu "łał", towarzyszącego nam przez niemal cały seans. Znakomita jest też "Chemia" miedzy głównymi bohaterami, która pojawiła się już w "Szybcy i wściekli 8", a teraz oparto o nią cały film. Ci dwaj, tryskający charyzmą i testosteronem, goście bezustannie wchodzą w słowne potyczki, które dość zabawne, nawet gdy mało wyszukane ("wepchnę ci buta w tyłek, aż wyrzygasz sznurówki").

Odrobinę rozbudowano też wątki rodzinne, które w serii "Szybcy i wściekli" zawsze odgrywały bardzo istotną rolę. Poznajemy oczywiście siostrę Deckarda, która jest równie sprawna w walce i niebezpieczna, co on. Gwoździem programu jest jednak wyprawa do domu rodzinnego Hobbsa - na Samoa. Tam też cała akcja znajduje swój efektowny finał, a rodzina bohatera bierze czynny udział w walce ze zbirami Brixtona. Tu jednak zaczyna doskwierać słabo zarysowany antagonista oraz kolejny raz powielany motyw wirusa, mającego "oczyścić" planetę z "ludzkiej zarazy". Taki wątek niedawno był w takich filmach jak "Mission: Impossible - Fallout" czy "Inferno".

Ostatecznie, "Szybcy i wściekli: Hobbs i Shaw" to dobra rozrywka dla widza, który jest w stanie na dwie godziny wyłączyć myślenie logiczne i przestawić się w tryb rozrywkowy. Pamiętajcie też, by nie pędzić do wyjścia, gdy tylko pojawi się pierwszy napis końcowy. Film ma epilog jednocześnie z "listą płac" (podzielony ekran), a później są jeszcze dwie sceny - w połowie napisów i po wszystkich napisach.

Ocena końcowa: 6/10

Michał Derkacz

Film zobaczyłem w kinie Cinema City Wroclavia w IMAX 2D.

fot. Daniel Smith / materiały prasowe Universal Pictures