Szekspir wiecznie żywy (Koriolan - recenzja)
2012-06-14 10:42:57Wkurzony generał to zły generał – szczególnie, jeśli musi mówić językiem Szekspira.
„Koriolan” to reżyserski debiut znakomitego brytyjskiego aktora Ralpha Fiennesa. Postanowił on zachować oryginalne, szekspirowskie dialogi, a całą akcję przenieść do bliżej nieokreślonej czasowo współczesności. Głównym bohaterem filmu jest Gnejusz Marcjusz, grany przez samego Fiennesa, utalentowany generał, niepokonany i będący symbolem męstwa w bitwie. Naprzeciw niego staje przywódca Wolsków, Aufidiusz (Gerard Butler), mających apetyt na Rzym. Po heroicznym zwycięstwie Marcjusza w mieście Corioles, z którego wolski dowódca ledwo uchodzi z życiem, otrzymuje on przydomek Koriolan i jest na prostej drodze do urzędu konsula. Niestety, Koriolan nie jest złotousty, a język jego ciosany jest raczej mieczem, niż obłożony jedwabiem – lud nie chce go poprzeć, widząc, jaką odrazę w nim budzi. Wygnany i zniesmaczony, Koriolan zaprzysięga zemstę na Rzymie. A to może zwiastować klęskę Wiecznego Miasta, bo wkurzony generał z przewartościowaną moralnością to nie groźby ośmiolatka w piaskownicy.
Wybrany przez Fiennesa tekst nie jest najbardziej znaną sztuką Szekspira w naszym kraju – nie widuje się jej w teatrach, nie omawia w szkole – dlatego zapewne dla wielu z nas – w tym i dla mnie – seans „Koriolana” będzie pierwszym zetknięciem się z historią mściwego generała, będącą w sumie równie fascynującą, jak inne dzieła jednego z najwspanialszych dramaturgów wszech czasów. To, że historia prezentowana w tej sztuce – chodzi o treść, nie o formę, gdyż kwiecisty język brzmi dość zabawnie i nienaturalnie – mogła zostać umiejscowiona gdzieś na Bałkanach (mój strzał związany z klimatem głównie Aufidiusza), tylko potwierdza wielkość Szekspira i tego, że czas się go nie ima. Sprawność tej zmiany scenerii i wieku pokazuje także, że pomimo tego, że jest to jego debiut w roli reżysera, Ralph Fiennes ze swoim bagażem doświadczeń jako aktor jest świetnie przygotowany do stania po drugiej stronie kamery i to z naprawdę dobrym wynikiem.
Ten przeskok czasowo-lokalizacyjny wymusił pewną gimnastykę ze strony twórców. Jak pokazać widzowi coś, czego nie ma u Szekspira, ale jest ważne dla tego konkretnego entourage? Fiennes i spółka znaleźli bardzo proste i jednocześnie niezwykle sugestywne wyjście – opowiedzenie tego obrazami, bez słów. Dlatego też np. pojedynek Aufidiusza i Koriolana na noże może być tak intensywny, dlatego też muzyka jest tu ascetyczna i niemal pominięta, poza odpowiednimi momentami.
Szekspirowskie dialogi to także, a może przede wszystkim okazja do aktorskich fajerwerków. Występujący na kinowej scenie muszą więcej pokazać mimiką twarzy, ożywić ponownie swoje linijki i nadać im współczesny sznyt, pomimo słów, które dawno wyszły z codziennego użytku. Według mnie, dobrana do „Koriolana” obsada zasługuje na pochwałę od całego Senatu. Nad wszystkimi góruje Ralph Fiennes, który wcielił się w Koriolana w sposób brawurowy, kompleksowy i magnetyczny. Wtóruje mu Vanessa Redgrave, grająca jego matkę, na podobnie wysokim poziomie aktorskim. Odrobinę odstaje Gerard Butler z wiecznie wykrzywioną twarzą z jednej strony, jednak wciąż jest to mocny występ z jego strony i nie zaburza on jakości filmu. Kreacje aktorskie to zdecydowanie najsilniejszy element „Koriolana”.
Ten, kto zrobił polski plakat „Koriolana”, powinien zostać wychłostany i skazany na banicję. „Twórcy filmów Gladiator oraz Ostatni samuraj przedstawiają” – czyli jak w jednym haśle odwołać się do dwóch filmów, nie mających nic wspólnego z obrazem, który ono reklamuje. Bo zarówno „Gladiator”, jak i „Ostatni samuraj”, to filmy jak najbardziej dla mas – przystępne, nietrudne w formie. Natomiast tego samego o „Koriolanie” już nie można powiedzieć. Dlatego też zwiedzeni hasłem z plakatu ludzie opuszczają potem kino w ciągu pierwszych trzydziestu minut filmu.
Bo nie da się ukryć, że „Koriolan” to nie produkcja dla wszystkich. Ambitna, ale też trudna w odbiorze, z hermetycznym językiem, będącym ilustracją dla pięknych obrazów. Natomiast genialne, brytyjskie aktorstwo powinno zrekompensować każdemu wszelakie niedogodności związane z podążaniem za językowo skomplikowaną historią. „Koriolan” budzi skrajne opinie, jedni się nim zachwycają, inni wyśmiewają zaraz po obudzeniu się na końcowych napisach. Ja ze swojej strony mogę napisać: to naprawdę ciekawa pozycja z wybitnymi elementami. Nie żałuję seansu.
Koriolan, reż. Ralph Fiennes, prod. Wielka Brytania, Serbia, czas trwania 123 min, dystr. Kino Świat, premiera 8 czerwca 2012
Wojciech Busz
(wojciech.busz@dlastudenta.pl)
Recenzja powstała dzięki uprzejmości: