Siły kosmiczne - recenzja serialu
2020-06-08 13:50:22Pod koniec maja na Netflixie zadebiutowała produkcja twórców "Biura", czyli komediowy serial "Siły kosmiczne". W rolach głównych pojawili się znani aktorzy, tacy jak Steve Carell, John Malkovich, czy Lisa Kudrow. Z taką obsadą nietrudno było mieć wygórowane oczekiwania względem poziomu humoru w tej produkcji. Jednak czy serial jest tak świetny, jak się zapowiadał? Przeczytajcie recenzję!
Fabuła serialu
Cała historia zaczyna się od mianowania generała Marka Nairda (Steve Carell) na głównego dowódcę Sił Kosmicznych w USA. Gdy nowy prezydent planuje uruchomić wojsko w celu podbicia księżyca, Naird musi połączyć wielką karierę ze skomplikowanym życiem rodzinnym. Do problemów ze zbuntowaną córką i wtrąconą do więzienia żoną, dochodzą konkurenci z Chin, którzy zagrażają misji kosmicznej.
Czy zatem projekt stworzenia cywilizacji w kosmosie się powiedzie? Jeśli tak, to czy życie prywatne Marka na tym ucierpi? Te poważnie brzmiące kwestie opatrzono lekkim i niekiedy absurdalnym humorem, przewijającym się przez wszystkie 10 odcinków serialu.
Steve Carell i John Malkovich
Tak jak można się było spodziewać, najlepszym elementem całej tej produkcji jest oczywiście rola Steve’a Carella. Aktor znany z kultowego serialu "Biuro" potrafił dostarczyć nawet najbardziej neutralne kwestie w zabawny sposób. Niekiedy można było odnieść wrażenie, że Carell daje z siebie o wiele więcej, niż wymagała tego jego postać. Gdyby nie niezwykłe modulacje głosem aktora i umiejętność wypowiadania humorystycznych kwestii z pokerową twarzą, Naird byłby po prostu oschłym, skupionym na pracy bohaterem.
Jednakże nie tylko sam Carell jest tutaj głównym źródłem śmiechu. Jego sceny z Johnem Malkovichem stanowią kolejny element, bez którego serial nie mógłby zostać nazwany komedią. Malkovich wciela się w rolę współpracownika Nairda, doktora Mallory’ego. Dynamika obu aktorów w zasadzie najbardziej skupia uwagę widza i ciągnie całą historię do przodu.
Niewykorzystany potencjał
Niestety, dobre strony kończą się na Carellu i Malkovichu, gdyż serial nie sprostał w pełni oczekiwaniom, jakie powstały po ogłoszeniu obsady. Widząc na ekranie znane twarze, takie jak Lisa Kudrow (Przyjaciele) czy Jane Lynch (Glee), widz podświadomie ma nadzieje na niekończące się żarty z ich strony. Jednakże obie aktorki, mimo komediowego talentu, dostały małe, wręcz epizodyczne role, co tworzy poczucie niewykorzystanego potencjału.
Sporo uwagi poświęcono natomiast córce głównego bohatera, Erin (Diana Silvers), której postać stanowi dość schematyczny obraz nastolatki. Ze względu na częstą nieobecność obu rodziców, jej typowo buntownicze zachowanie jest zrozumiałe, jednak ciężko pozbyć się poczucia, iż część jej scen można by oddać innej postaci. Przykładowo, dobrym pomysłem byłoby poświecenie więcej czasu ekranowego Lisie Kudrow. Za każdym razem gdy jej postać się pojawiała i po chwili znów znikała, czuło się dość spory niedosyt. Innymi słowy, obsada była świetnym wyborem, ale samym postaciom można by dodać nieco charakteru.
Czy warto obejrzeć?
Ani fabuła ani humor nie powalają na kolana, ale jest kilka momentów, które wywołują uśmiech na twarzy. Absurdalne sceny w kosmosie potrafią wzbudzić nadzieję na dobrą komedię, jednak nie zawsze to wychodzi. Zatem czy "Siły kosmiczne" są warte zobaczenia? Nie jest to nic wyjątkowego, ale miło jest zobaczyć od lat lubianych aktorów w jednej produkcji.
Nie ma jeszcze oficjalnego potwierdzenia kontynuacji serialu, ale trwają już wstępne prace nad scenariuszem do nowych odcinków. Można więc obejrzeć ten sezon, mając nadzieję, że kolejny będzie nieco lepszy.
Ocena końcowa: 6/10
Julia Sałdan
fot. materiały prasowe Netflix