"Seks w wielkim mieście" - serial na ratunek kobietom

Świat nieustannie się zmienia. Biegniemy gdzieś przed siebie, nie wiadomo gdzie i przewracamy wszystko do góry nogami. Ubieramy inne spódnice, pijemy inne kawy, jemy inne śniadania i poznajemy innych ludzi. Każdy aspekt naszego ciągle nowego życia jest dostosowany do tego jak się czujemy, co myślimy i z kim się spotykamy. Wszystko się zmienia. Tylko jeden jedyny serial cały czas prze z nami przez to życie i nie daje o sobie zapomnieć. I nie przeszkadza nam to, bo jego fabuła zawsze świetnie pasuje do tego, kim akurat postanowiliśmy być w tym momencie - „Seks w wielkim mieście” 

Zobaczcie polecane seriale dla kobiet >>

Powroty do korzeni

Po trzecim powrocie do  tego serialu, nasunęło nam się pytanie dlaczego właściwie za każdym razem, gdy to oglądamy, dostajemy odpowiedź na wszystkie pytania, które nas nurtują. Czemu on się nie odzywa? Co jest ze mną nie tak? Czemu jestem wciąż sama? Co jest właściwie między nami? Czy kiedyś spotkam normalnego faceta? - niech pierwsza rzuci kamieniem ta, która nigdy nie zawracała sobie głowy tymi bzdetami. Cisza? To było do przewidzenia. Bo nie ma bardziej kobiecej cechy niż nadwrażliwość na związki. No nie ma, amen i kropka. Każda z nas, choćby nawet gdzieś w najgłębszym dnie swojego serca, codziennie myśli o tym co robi nie tak - albo co on robi nie tak. Chodzi to za nami jak nieznośny budzik na 6:30, który nie daje spać i (o zgrozo) nie pozwala się wyłączyć. Istny koszmar.  I kiedy przychodzi moment, w którym wydaje się, że to już koniec, że nie wytrzymacie tego ciśnienia i ogromu pytań, pojawia się światełko w tunelu – Carrie Bradshaw.

Instrukcja obsługi faceta

Carrie raczej nie trzeba przedstawiać. Wszystkie od najmłodszych lat śledzimy jej felietony i odszyfrowujemy wskazówki, które nam w nich zostawia. Oglądamy przygody jej najlepszych przyjaciółek, które tak jak ona,  szukają w facetach zrozumienia i miłości. W końcu zdajemy sobie sprawę z tego, że nie jesteśmy w tym same. Że jest nas więcej i niekoniecznie to z nami jest coś nie tak. Może problemu należy szukać gdzie indziej – albo w kimś innym. Raczej nie przesadzimy ze stwierdzeniem, że ten serial jest jak najlepszy poradnik obsługi faceta. Przewija się w nim tyle różnych typów samców, że w końcu w jednym z nich znajdziemy tego swojego. A potem z premedytacją uczymy się jak z nim postępować. Jak być tą silną i niezależną. Jak nie dać się jego obrzydliwemu urokowi i zachować zimną krew. Tego potrzebują kobiety dzisiejszych czasów – rady. A w kwestii partnerów życiowych, każda porada jest na wagę złota. Dobrze o tym wiecie.

Na ratunek singielkom

Serial jest świeżym spojrzeniem na świat dla wszystkich singielek. Bo przecież Carrie, Samatha, Charlotte i Miranda to wieczne singielki – nawet, gdy są w związku. Towarzyszymy im w kolejnych randkach, tworzymy rankingi ich partnerów i krytykujemy wybory. Możemy poczuć się jak nieomylne, jednoosobowe jury. Czy postawimy któremuś 10? Na pewno się zdarzy. Ale najważniejszą kwestią i pociechą jest to, że dzięki bohaterkom, zdajemy sobie sprawę z tego, że same też możemy się świetnie bawić. Za naszą kasę, na naszych zasadach i bez faceta. Możemy biegać po mieście w wysokich, kolorowych szpilkach i bawić się życiem. Pić od rana do wieczora ulubione drinki i chodzić do łóżka z kim chcemy. A przede wszystkim spędzać czas z przyjaciółkami. Bo to kobieca przyjaźń, wbrew pozorom, jest głównym wątkiem fabuły. Choć niektórym może wydać się groteskowa i kiczowata, w serialu ukazana jest jako największa wartość.  A przy tym zupełnie nie idealizowana. Bohaterki tworzą sobie coś w rodzaju grupy wsparcia, która miewa swoje konflikty i nieporozumienia. Nie było ich co prawda zbyt wiele, ale w końcu to produkcja komediowa. Nie można mieć wszystkiego naraz. 

Niech ta era trwa

Choć serial powstał w latach 80. i wielu zarzuca mu promowanie niepotrzebnego konsumpcjonizmu, mnóstwo kobiet wciąż chętnie do niego wraca. Nie bez powodu. Każda z nich chce znaleźć w sobie serialową Carrie. Łączyć buty od Versache z sukienką z lumpeksu, zaczynać dzień ubrana w satynową  piżamę z perłami na szyi i co wieczór pić Cosmopolitan w luksusowym klubie. Dla wielu czas „Seksu w wielkim mieście” się skończył. I mają prawo tak twierdzić, bo ideał kobiety XXI wieku niczym nie przypomina rozrzutnych i beztroskich przyjaciółek z Manhattanu. Ale na pewno warto do niego wracać, bo pod otoczką ich kolorowego życia kryło się coś więcej niż drogie ciuchy.  Dlatego niech era Carrie trwa, a cały ten poważny świat dalej sobie wiruje.

Gabriela Biega

fot. materiały prasowe