Rambo: Ostatnia krew - recenzja
2019-09-25 10:30:18„Rambo: Ostatnia krew” to piąty film z serii, która miała genialny początek, a później z każdym kolejnym filmem było coraz gorzej, aż do teraz, kiedy przygody Johna Rambo stały się karykaturą poważnej opowieści o weteranie wojny w Wietnamie. Dlaczego jest aż tak źle? Przeczytajcie recenzję filmu!
Często mówi się, że kontynuowanie serii z podstarzałym aktorem w roli głównej odbywa się „na siłę” i jest to „skok na kasę” i tak jak często jest to krzywdzące, tak w przypadku nowego Rambo określenia te pasują idealnie. Oprócz Sylvestra Stallone, który gra główną rolę (i pomagał przy pisaniu tego okropnego scenariusza) nie ma w tej produkcji absolutnie niczego, co wiązało by historię z poprzednimi wydarzeniami.
Bohater żyje sobie na ranczu razem z przyszywaną córką i jej babcią. Nie trzeba długo czekać, by ta prześliczna latynoska dziewczyna wpadła na durny pomysł samodzielnej podróży do Meksyku w poszukiwaniu ojca, który lata temu skrzywdził i zostawił ją i jej matkę. Wycieczka do kraju narkotykowych bossów i innych gangsterów kończy się naturalnie tym, że nastolatka zostaje porwana do burdelu i tylko John może ją uratować, ale… nie udaje mu się to.
Sztampa nakazuje twórcom odhaczanie wszystkich najbardziej przewidywalnych punktów, tylko po to, by finał filmu odbywał się spod znaku zemsty. Rambo chce się zemścić na gangsterach i robi z własnego domu (oraz tuneli pod nim) śmiertelną pułapkę na chordę zabijaków. Klisze nie odstępują nas ani na moment a w międzyczasie padają tak okropnie źle napisane dialogi, jak to tylko możliwe.
Fabuła ciosana maczetą jest tak jak przeciwnicy Rambo w końcówce. Wiele się mówiło (po amerykańskiej premierze) o tym, że „Rambo: Ostatnia krew” jest zbyt brutalny, a przemoc w nim została niepotrzebnie przerysowana. To przesada, choć jest kilka ujęć, gdy pokazano nam wystające kości, odrywane wybuchem kończyny czy krwawe morderstwa i okaleczenia nożem. Sekwencja w podziemnych tunelach jest mocna, ale niestety oglądamy ją kompletnie beznamiętnie, skoro twórcy nie zbudowali żadnej stawki ani więzi emocjonalnej widza z bohaterami.
Cała historia nie pasuje też do samego Rambo i nijak ma się do ponadczasowej historii z „Pierwszej krwi” czy nawet późniejszych opowieści z bohaterem, który cały czas musiał brać udział w wojnach w cudzym imieniu. Tym razem fabuła ma być jego osobistą sprawą, a paradoksalnie jest najmniej interesująca z całej serii. Nie ma tu też krzty z tego dramatu psychologicznego, który budował postać protagonisty, gdy go poznawaliśmy. Głębię emocjonalną postaci Rambo spłaszczono do drewnianych wyznań, w które widz nie wierzy. To smutne, że Stallone zechciał zagrać Rambo jeszcze raz. Może myślał, że uda się powtórzyć aktorski sukces z filmu „Creed”? Niestety Rambo odchodzi konając na naszych oczach.
Ocena końcowa: 3/10
Michał Derkacz
Film zobaczyłem w Multikinie Pasaż Grunwaldzki we Wrocławiu.
Zobacz też: Kulisy powstawania filmu i wywiad z Sylvestrem Stallone [WIDEO] >>
fot. materiały prasowe Monolith Films