Ptaki Nocy - recenzja
2020-02-11 10:33:26Film "Ptaki Nocy (i fantastyczna emancypacja pewnej Harley Quinn)" na początku wprost nawiązuje do "Legionu samobójców", ale to jedyna rzecz łącząca tę fantastyczną produkcję z beznadziejnym filmem z 2016 roku. Tak, zgadza się. Dostaliśmy kolejny bardzo udany tytuł z filmowego uniwersum DC, które zdecydowanie weszło na właściwe tory i śmiało nawiązuje walkę o widza z MCU.
"Ptaki Nocy" to historia Harley Quinn. Skupiona na niej i przez nią opowiadana. Bardzo subiektywnie, bardzo chaotycznie i bardzo dowcipnie. Narracja szybko zaczyna przypominać styl "Deadpoola", jednak nie mamy tu do czynienia z bezpośrednim mówieniem do kamery. Tu podobieństwa z filmem o przygodach Wade'a Wilsona się nie kończą, ale o tym później.
Oczywiście nasza Harley Quinn jest tu w centrum uwagi i wszelkie wydarzenia obserwujemy z jej perspektywy i z jej komentarzem, ale tytułowe "Ptaki Nocy" to grupa kilku bohaterek i im także twórcy poświęcili nieco uwagi. Renee Montoya (Rosie Perez), Dinah Lance / Czarny Kanarek (Jurnee Smollett-Bell), Helena Bertinelli / Huntress (Mary Elizabeth Winstead) oraz Cassandra Cain (Ella Jay Basco) dostały swoje krótkie genezy i trzeba tu pochwalić twórców za sposób w jaki wprowadzają kolejne postacie do tej opowieści. Harley opowiada wszystko po swojemu, więc wprowadza każdą postać kiedy chce i tak jak jej pasuje.
Jest to szalone jak ona sama, ale dzięki temu unikamy sztampowej i nudnej kwestii do odbębnienia i zamieniamy kolejne genezy bohaterek w interesującą i potrzebną w całości układankę. Zresztą cały ten film jest jak układanka, składająca się z misternie dobranych elementów, które idealnie do siebie pasują. To sprawa świetnego scenariusza, ale też wyjątkowo sprawnej i pomysłowej reżyserii Cathy Yan. Widać, że na "Ptaki Nocy" był bardzo konkretny plan i produkcja ta wygląda na kawał autorskiego kina, zrobionego po swojemu, a nie na podobieństwo generycznych, podobnych do siebie, liniowych i przewidywalnych akcyjniaków o superbohaterach. W "Ptakach Nocy" cały czas mamy jakieś szybkie retrospekcje, zabawę montażem, punktami widzenia, chronologią, a poszczególne elementy zgrywają się ze sobą i zaskakują jak w finale najlepszego kryminału.
Powiedzmy sobie jeszcze o postaciach, bo na uwagę zdecydowanie zasługuje duet czarnych charakterów. Roman Sionis (Ewan McGregor) i Victor Zsasz (Chris Messina) to psychopatyczni mordercy, bezwzględni sadyści, samozwańczy królowie przestępczego półświatka Gotham City (tak na marginesie - znakomicie pokazane jest miasto w tym filmie). Widać jak ci dwaj aktorzy fantastycznie bawią się swoimi rolami, tworząc nieoczywiste kreacje, budzące realny strach, ale zawierające gdzieś nutkę melancholii i skrytej pod maską (dosłownie i w przenośni) wrażliwości. Tak powinno się kreować komiksowych antagonistów na ekranach kin.
Okej, ale jak wypadła nasza Harley Quinn? Margot Robbie jest w tej roli po prostu genialna, a teraz miała okazję pokazać tę postać jak należy, a nie jako obiekt seksualny dla nastolatków (jak w "Legionie samobójców"). Widzimy tu wielowymiarową postać, która pod zwariowaną i pewną siebie powierzchownością awanturniczki ma jeszcze zagubioną i zranioną kobietę, znawczynię ludzkiej psychologii, która wyjątkowo mocno przeżywa rozstanie z facetem. Tym facetem jest naturalnie Joker, a choć nie ma go w filmie, to wiąże się z nim pewna istotna sprawa.
Otóż (już na początku) mówi nam się, że Harley po rozstaniu z "Panem J." straciła nietykalność w Gotham i jest to początek wszelkich jej kłopotów. To właśnie zdaje się być dość naciągane, bo jednak Joker chyba nie życzył jej źle i raczej nie przyzwoliłby na robienie krzywdy swojej byłej. Co więcej, wspomniany Roman ma się za króla miasta i zachowuje się tak, jakby Jokera nie było w mieście. Troszkę to doskwiera i powoduje konsternację podczas kilku scen. Taka wada, jeśli chcemy się do czegoś przyczepić.
Czepiać z pewnością nie będziemy się akcji, która w tego typu filmie jest jednym z najważniejszych elementów. Wszystkie sceny pościgów oraz walki wręcz zrealizowano po mistrzowsku. Kapitalna choreografia pozwala podziwiać różne style walki jakimi posługują się bohaterki. Akrobatyczne popisy Harley to wisienka na torcie wspaniałości. Tutaj też mamy do czynienia z wykorzystaniem kategorii wiekowej R, bo krew bryzga, kości łamią się bardzo obrazowo, a wulgaryzmy padają bez krępacji. Nie jest to niestety tak potrzebne jak w "Deadpoolu", a "Ptaki Nocy" zdają się tracić wielu widzów przez wysoką kategorię wiekową.
Szkoda, bo film ten powinien trafić do znacznie większej grupy odbiorców, głównie do dziewczyn i kobiet, które będą w stanie utożsamić się z bohaterkami. "Ptaki Nocy" to opowieść o sile kobiet - zrobione przez kobietę, z kobietami i dla kobiet. A wspomniana siła objawia się nie tylko podczas kopania tyłków mięśniakom, ale też w pożyczaniu sobie gumki do włosów, wybieraniu ciuchów czy plotkowaniu przy drinku.
"Ptaki Nocy (i fantastyczna emancypacja pewnej Harley Quinn)" to kawał znakomitego kina akcji. To film bardzo autorski, bardzo stylowy i bardzo efektowny, a przy tym skupiony na tym co najważniejsze - na bohaterach i ich relacjach. To znakomity tytuł w uniwersum DC, który polecamy zobaczyć w kinie, by uratować go przed (spowodowaną fatalnym marketingiem) finansową klapą.
Ocena końcowa: 8/10
Michał Derkacz
Film zobaczyłem w Kinie Nowe Horyzonty we Wrocławiu.
fot. materiały Warner Bros. Entertainment