Przypadkowy przechodzień - recenzja spoilerowa
2022-09-01 08:54:19Uwaga: Recenzja filmu zdradza kluczowe elementy fabuły.
„Przypadkowy przechodzień” to thriller, który 31 sierpnia 2022 roku pojawił się na platformie Netflix. Chcielibyśmy napisać, że głównym bohaterem filmu jest artysta graffiti, włamujący się do posiadłości bogaczy, by zostawić swój podpis „I came by” (oryginalny tytuł, znacznie trafniej tłumaczony jako „Wpadłem”), ale w tym filmie… nie ma głównego bohatera. Dlaczego i czy to dobrze? Zdradzamy w recenzji spoilerowej!
Film bez głównego bohatera
Twórcy bawią się z widzem, wodząc go za noc od początku do końca. Gwiazda obsady George MacKay jawi nam się jako główny bohater, a wydarzenia obserwujemy z jego punktu widzenia, ale taki stan rzeczy utrzymuje się jedynie do pierwszego punktu zwrotnego, gdy grany przez niego włamywacz… zostaje zamordowany po nieudanej próbie uwolnienia więźnia z ukrytej piwnicy szanowanego prawnika (gra go Hugh Bonneville), który tak naprawdę jest bezwzględnym i cynicznym psychopatą, kpiącym z wymiaru sprawiedliwości (przyjaźni się z szefem lokalnej policji).
Zniknięcie syna sprawia, że na pierwszy plan wychodzi matka zaginionego, dla której odkrycie prawdy jest równie szokujące co dla widza. Tu nie ma drugiego dna, a chłopak po prostu został zamordowany, pocięty na kawałki i spalony, by ślad po nim nie pozostał. Desperackie próby bohaterki (w tej roli Kelly Macdonald), by na własną rękę udowodnić popełnione zbrodnie, spełzają na niczym, a ona sama… dzieli losy syna na jakieś pół godziny przed końcem filmu!
Jako trzeci kandydat do głównej roli jawi nam się przyjaciel grafficiarza-włamywacza (Percelle Ascott), ale tu ewidentnie mamy do czynienia z postacią drugoplanową, która do akcji wkracza dopiero na koniec, ostatecznie rozprawiając się z mordercą. Pomijając głupoty fabularne, do których przejdziemy za chwilę, to takie poprowadzenie opowieści jest dowodem godnej podziwu odwagi twórców, którzy bardzo dużo zaryzykowali i jesteśmy skłonni przyznać, że im się to opłaciło.
Zaskakujące, ale głupie
„Przypadkowy przechodzień” systematycznie zabijając głównych bohaterów, nie tylko buduje bardzo niebezpiecznego złoczyńcę, ale też (a może przede wszystkim) zaskakuje widza rozwojem wypadków i jest tak daleki od schematów i przewidywalnej fabuły, jak to tylko możliwe. Twórcy bawią się naszymi przyzwyczajeniami i oczekiwaniami, a potem śmieją nam się w twarz i robią coś kompletnie odwrotnego.
Niestety, choć film trzyma w napięciu i wciąga, jest pełen dość dziwnych decyzji ze strony poszczególnych bohaterów, co sprawia, że często łapiemy się za głowę, wiedząc, że w 95% przypadków nikt nie zachowywałby się tak, jak robią to bohaterowie. Przykłady? Nasz włamywacz zginął, bo jak wariat postanowił wbiegać w ciemno do pomieszczenia z mordercą (i wiedział o jego obecności), zamiast zakradać się po cichu, zachodząc go od tyłu.
Matka zamordowanego także aż prosiła się o śmierć włamując się do domu bez żadnego przygotowania, nie mówiąc już o jakimś uzbrojeniu albo obstawie (wiedziała gdzie idzie). Zabity wcześniej masażysta też wykazał się nieprzeciętną głupotą i zamiast donieść na policji o próbie jego zabójstwa (a jeszcze miał świadka – matkę), kolejny raz dał się zabrać bez świadków do domu mordercy, gdzie zginął poza kadrem (tu denerwująca dziura logiczno-fabularna, bo niby jak morderca znów go podszedł?)…
To wszystko mocno zaniża ostateczną ocenę filmu, a szkoda, bo pomysł był świeży i dobrze się to wszystko ogląda, jednak ta cała nieprzewidywalność odbywa się kosztem wiarygodności i logiki w oczywistych sytuacjach. Dosłownie nikt nie powinien tu umierać, gdyby kierował się rozsądkiem i instynktem samozachowawczym. Desperację matki jeszcze można zrozumieć, ale pozostałe postacie dosłownie pchały się pod… kij do krykieta.
Ocena końcowa: 6/10
Michał Derkacz
fot. materiały prasowe Netflix