Power - recenzja
2020-08-16 10:19:47Od 14 sierpnia 2020 na platformie Netflix można zobaczyć nowy film sensacyjny, w którym główne role grają Jamie Foxx oraz Joseph Gordon-Levitt. Tytułowe pigułki "Power", dające krótkotrwałe (na 5 minut) supermoce, wstrząsają rynkiem handlu narkotykami, a nasi bohaterowie, choć z początku działają oddzielnie, mają wspólny cel - odszukać źródło pochodzenia niebezpiecznego specyfiku i przy okazji uratować pewną zadziorną nastolatkę. Zapowiadało się to wszystko bardzo interesująco. Jak jest naprawdę? Przeczytajcie recenzję filmu "Power"!
"Power" to film, który faktycznie z początku jest całkiem ciekawy, a główna koncepcja ma wielki potencjał. Co by było, gdyby każdy z nas mógł na chwilę władać nadprzyrodzonymi zdolnościami, pod warunkiem, że zawsze dana moc zostaje przypisana do danej osoby. Po pierwszym kontakcie z "pigułką supermocy" wiemy już jakie mamy zdolności. Co z tym robimy? Bawimy się? Popełniamy przestępstwo? Pomagamy innym? Stajemy się 5-minutowymi superbohaterami? A co jeśli, jak każdy narkotyk, nowa pigułka nas uzależni? A jeśli od niej umrzemy?
To są pytania, na które film w reżyserii Henry'ego Joosta i Ariela Schulmana odpowiada tylko połowicznie. Niektóre z zagadnień tłumaczy dość precyzyjnie, a inne spycha w kąt i traktuje po macoszemu. Oczywiście, tutaj najbardziej liczy się akcja, a nie filozoficzne dysputy, więc nie będziemy się czepiać tego, w którą stronę zmierzają wątki. Słabo wypada natomiast całokształt, który z kilku powodów ulatuje nam z głowy dosłownie w godzinę po seansie.
Cóż z tego, że mamy dwóch fajnych i charyzmatycznych aktorów w obsadzie, skoro ich postacie zostały wyprane z osobowości, a motywacje sprowadzają się do kompletnych banałów. Rozumiemy je, ale nadal to wszystko nie wzbudza emocji. Samo aktorstwo też jest zupełnie przeciętne, bo panowie nie mieli tym razem większych wyzwań od twórców scenariusza czy reżyserów. Akcja oczywiście jest, ale też potrafi rozczarować. Supermoce nie są bowiem tak super, jak mogłoby się wydawać.
Zostaje nam powiedziane, że pigułki "Power" dają ludziom możliwość korzystania z tzw. supermocy zwierząt (!), jak np. zmiennocieplność, nadzwyczajna giętkość kości, gruba skóra (kuloodporność) czy wielka siła w stosunku do masy ciała itd. Brzmi to średnio wiarygodnie, ale przynajmniej twórcy dali nam do zrozumienia, że w tym filmie nikt nie będzie kopią Supermana czy innego Spider-Mana (choć to by akurat idealnie pasowało).
Takie ograniczenie sprawia, że widzimy tu supermoce dla ubogich, a i całość tej produkcji sprawia wrażenie dość taniej. Oprócz początkowej walki z płonącym człowiekiem i fajnie zrealizowanej sceny z pokazem zmiennocieplnej kobiety, nie ma tu momentów wzbudzających w nas większy zachwyt (efektami specjalnymi) niż w filmach bez wątków science-fiction.
Zabrakło też okazjonalnego elementu humorystycznego, który czasem rozładowałby te nazbyt poważne dylematy niektórych bohaterów. Ostatecznie "Power" śmiało możecie sprawdzić, bo nie jest to tytuł głupi, obraźliwy czy żenujący, a już na pewno nie wtórny. Jest po prostu przyzwoity w swojej średniości i na średnią ocenę zasługuje.
Ocena końcowa: 5/10
Michał Derkacz
fot. materiały prasowe Netflix