Piosenki o miłości - recenzja przedpremierowa
2022-03-22 22:23:14Co można powiedzieć o miłości? Wszystko i nic. Temat stary, jak świat, a wciąż utrzymuje się w czołówce najpopularniejszych tematów w popkulturze. Jej uniwersalność sprowadzić może do jednego wniosku – nuda nie zwieje, kiedy dobrze ubierze się ją w słowa. Tomasz Habowski w filmie „Piosenki o miłości” zaprezentował piękny obraz determinacji, nadziei i rzeczywistości, która przybrać może różne barwy. Premiera filmu w polskich kinach będzie miała miejsce 25 marca 2022 roku, ale my już go widzieliśmy. Przeczytajcie recenzję filmu „Piosenki o miłości”!
Czarno-biała współczesność
Prosta historia, może nawet banalna – ona kelnerka z marzeniami, a on w czepku urodzony z jeszcze większymi pomysłami na życie. Ich drogi się łączą i co z tego wychodzi? Niemalże od razu chciałoby się powiedzieć: wybuch z szczęśliwym zakończeniem. Nie do końca tak jest. Robert Jaroszewski (Tomasz Włosok) i Alicja (Justyna Święs) nie grają idealnej pary, która zakochuje się w sobie od pierwszego wejrzenia. Ich uczucie kiełkuje, rozwija się stopniowo, łamie się z każdym nowym kłamstwem i niedopowiedzeniem, by ostatecznie zostawić widza z otwartym zakończeniem i głową pełną pytań.
O samych bohaterach dowiadujemy się stosunkowo mało. Nie wspomina się za dużo o ich przeszłości, nie ma poruszanych wszystkich traum i wspomnień, a na pierwszy plan wysuwają się tylko te najistotniejsze kwestie. W takim ujęciu zdarzeń nie gubi się główny wątek, a wszystko w filmie ma swój cel. Sama realizacja jest dość minimalistyczna, a więc nie ma tutaj żadnych efektów specjalnych, ani efekciarstwa wizualnego, oprócz nadania czarno-białych barw, które tworzą tzw. klimat. Co ciekawe, pomimo zastosowania takiej kolorystyki, nie przenosimy się do czasów zamierzchłych, a wciąż pozostajemy we współczesności, gdzie króluje technologia i nieustanny pośpiech.
Ona i on
To, co jest piękne w tej historii, to naturalność i autentyczność postaci. Choć nie są to najkreatywniejsze charaktery, których jeszcze nigdzie było, to są bardzo realistyczne. Powoduje to utożsamianie się z bohaterami, ale przede wszystkim ich zrozumienie. Kto bowiem nie zna dziewczyny z blokowisk, pracującej od świtu po zmierzch, nieśmiało snującej swoje wielkie plany na przyszłość? Kto nie rozmawiał w swoim życiu z chłopakiem, buntownikiem, z bogatej rodziny, który chce kroczyć własną ścieżką, nie zważając na opinie i rady najbliższych?
Ich połączenie jest naprawdę fantastyczne. Bardzo dobrze ukazano, jak Robert, którego zasady nie obowiązują, stara się cierpliwie, spokojnie podejść do Alicji. Moment, w którym łobuz zamienia się w dobrego chłopaka, mógłby być dobrym pretekstem do pociągnięcia historii w stronę wspaniałego budowania relacji, opartej na namiętnym i stanowczym uczuciu. Na szczęście – Włosok pozostaje w roli do końca – kłamie, manipuluje, uwodzi ale mimo wszystko trwa w nadziei na powiedzenie się swoich planów.
Coś, co urzeka w fabule, to nieustające napięcie. Można prawie namacalnie poczuć spięcie, rozluźnienie, obrzydzenie i tęsknotę między głównymi bohaterami. Justyna Święs, która zadebiutowała w tym filmie, zapowiada się na naprawdę dobrą aktorkę. Jej naturalność przyciąga wzrok, a delikatny głos i śpiew wprawiają w błogi nastrój. Włosok dał się poznać znacznie wcześniej, bo jego nazwisko nie znika na razie z tapet. I dobrze – jest co podziwiać. Jego talent, a zapewne i ciężka praca, doprowadziły go do miejsca, w którym śmiało można powiedzieć o nim, jako o świetnym aktorze młodego pokolenia.
Bohaterowie niedzielnego obiadu
Habowskiemu, oprócz świetnego scenariusza, udało się stworzyć także klimat, którym widz może przesiąknąć w pełni. Przeplatające się nagrania z telefonu, rejestrujące każdą chwilę Roberta i Alicji, są świetnym dodatkiem do fabuły. Jeszcze bardziej utwierdzają w przekonaniu, że w filmie króluje przede wszystkim nieskrępowana szczerość. Bardzo dobrze zaprezentowano też atmosferę panującą w domu rodzinnym Roberta. Andrzej, ojciec (Andrzej Grabowski), aktor z wielkimi osiągnięciami, sfrustrowany na cały świat, zatapia swoje żale w alkoholu i sztuce. Siostra Kamila (Patrycja Volny), prawniczka, żyjąca w nieustannym cieniu własnego lęku przed samostanowieniem, łatająca dziury w relacjach rodzinnych, jest oparciem i pewnego rodzaju bezpieczną przystanią dla najbliższych. Co może zatem pójść nie tak podczas niedzielnego obiadu? Wszystko.
Muzyka w "Piosenkach o miłości"
Warto w tym miejscu wspomnieć o muzyce, bo ścieżka dźwiękowa odgrywa tam niemałą rolę. Pięknie dobrane słowa tworzą piosenki, które dotrą głęboko w niejedno serce. Justyna czaruje swoim lirycznym głosem, a w połączeniu z tą skromną Alą, którą przyszło jej grać, tworzy to perfekcyjną całość. Muzyka w filmie jest ważnym elementem. Jest ucieczką od codzienności, niespełnionym marzeniem i nadzieją na przyszłość. Dzięki niej główni bohaterowie odnajdują wspólny język, który, o ironio, będzie im płatał różne figle. Każdy utwór opisuje konkretne emocje, których nie trzeba w dialogach mówić wprost, a to jest kolejnym atutem w historii.
Tomasz Habowski zrealizował film, który prawdziwie dotyka. Jego prostota może przekonać niejedną osobę. Świetna obsada, niesamowita muzyka, utrzymany balans w rozwoju akcji, tworzą historię, która przemawia swoją prawdą. To jest film warty uwagi.
Ocena końcowa: 8/10
Klaudia Kowalik
Film zobaczyłam na pokazie przedpremierowym w Dolnośląskim Centrum Filmowym we Wrocławiu.
fot. materiały prasowe