Pięciu braci - recenzja
2020-06-13 13:52:26Co łączy kadry filmu wojennego z aktualnie popularnym #BlackLivesMatter? Film "Pięciu braci" w reżyserii Spike'a Lee, który ponownie (po "Czarne bractwo. BlacKkKlansman") bierze na warsztat temat rasizmu, ale tym razem traktuje sprawę zdecydowanie poważniej. Czy jednak jest to tytuł udany, czy raczej nie warto poświęcać mu aż 155 minut? Przeczytajcie recenzję!
Oto historia tytułowych "Pięciu braci", ale nie chodzi tu o braci krwi a braci broni, czarnoskórych weteranów wojny w Wietnamie, którzy po wielu latach powracają... we czterech, by odnaleźć szczątki swojego dowódcy oraz zakopane razem z nimi sztabki złota o wartości kilkunastu milionów dolarów.
Taki jest oczywiście jedynie punkt wyjścia, bo jak możecie się domyślać, dotarcie do ukrytego przed laty skarbu jest początkiem wielkiego szczęścia i wielkich kłopotów naszych bohaterów, a powiedzenie, że "jeśli coś może pójść nie tak, to pójdzie nie tak" znajdzie tu swoje potwierdzenie.
"Pięciu braci" to film, który ma bardzo wyraźnie zaznaczone dwie płaszczyzny, na jakich go odbieramy. Pierwsza, to film akcji z elementami wojennego. Śledzimy akcję poszukiwawczą grupy bohaterów oraz próby ujścia z życiem (i złotem), gdy wszystko już się solidnie skomplikuje. Druga strona jest bardziej psychologiczna, a dramat postaci idealnie opisuje kilka ich własnych cytatów. Robimy to dla czarnych braci, którzy walczyli za ten kraj, a po powrocie dostali kopa w dupę. A także To była walka w nie swojej wojnie, o prawa których nie mieliśmy.
Ta druga strona filmu (dość łopatologicznie) pokazuje, że wojna nigdy się nie kończy, a kto był na froncie, zostaje tam na zawsze. nasi bohaterowie stale są dręczeni przez wyrzuty sumienia i koszmary. Nieustannie walczą o odkupienie, przebaczenie i zadośćuczynienie, a wszystkiemu towarzyszy nieprzemijający zespół stresu pourazowego.
Spike Lee całą opowieść traktuje jako pretekst do wyrażania radykalnego, politycznego przekazu, jaki wygłasza słowami swoich filmowych bohaterów. Mamy tu krytykę wojny wietnamskiej, mamy krytykę działalności Donalda Trumpa i mamy całkowicie współczesne wątki walki o prawa Afroamerykanów.
Ciekawe jest też to, jak nasi bohaterowie spierają się o podział i przeznaczenie zdobytych pieniędzy. Czy powinny być przeznaczone na fundusz rehabilitacyjny dla czarnoskórych weteranów (jak chciał poległy przed laty dowódca), czy raczej powinni rozdać je między sobą, gdyż sami są poszkodowani i zadali sobie wiele trudu, by powrócić w miejsce wojennego koszmaru? A koszmar ten zdaje się nigdy nie przemijać, co doskonale widzimy w wielu scenach, kiedy potomkowie zabitych żołnierzy wietnamskich stale mają za złe inwazję sprzed lat i okazują niechęć amerykańskim turystom.
Spike Lee nie potrafił zrezygnować z wielu scen, które zdają się niepotrzebne dla rozwoju akcji, przez co seans "Pięciu braci" potrafi się mocno dłużyć. Na pochwałę zasługują jednak sceny retrospekcji z czasów, gdy jeszcze w komplecie cała piątka walczyła na wojnie. W tych scenach młody jest tylko ten poległy później dowódca (gra go Chadwick Boseman), a reszta to współcześni dziadkowie, pokazani bez pomocy odmłodzonych wersji. Delroy Lindo, Clarke Peters, Norm Lewis i Isiah Whitlock Jr. zagrali naprawdę świetnie i sprawdzili się w narracyjnym eksperymencie reżysera. Choćby dla ich kreacji, nawet jeśli przeszkadza wam polityczny manifest, warto ten film zobaczyć.
Premiera filmu na platformie Netflix odbyła się 12 czerwca 2020.
Ocena końcowa: 7/10
Michał Derkacz
fot. materiały prasowe Netflix