Parada serc - recenzja
2022-06-17 11:02:19„Parada serc” to kolejna polska komedia romantyczna na Netflix, która na szczęście nie jest ani tak głupia, ani tak szkodliwa jak kilka poprzednich, ale i tak nie powinniście nastawiać się na coś bardzo dobrego. Seans mija szybko, ale para głównych bohaterów nie jest najlepiej dobraną pod względem ekranowej chemii. Anna Próchniak i Michał Czernecki mają spore problemy w sprzedaniu nam wiarygodnych emocji, a o wielkiej miłości absolutnie nie może być mowy.
Magda mieszka w spektakularnie położonym apartamencie w Warszawie, pracuje w telewizji jako asystentka ekscentrycznej dyrektor programowej i ma nadzieję wkrótce ją zastąpić, jednak dziwny wypadek jamnika (oczka w głowie przełożonej) sprawia, że bohaterka zostaje zwolniona z „wilczym biletem”, a w dodatku facet ją zdradza, bo zawsze chodziło mu tylko o karierę, więc teraz robi ją nadal przez łóżko, ale z inną.
Krzysztof mieszka w 137 metrowym mieszkaniu w Krakowie (też fajnie) i jako wdowiec samotnie wychowuje syna (Karola), a ich ukochanym pupilem jest… jamnik. Niestety chłopiec jej popychadłem dla dwóch szkolnych łobuzów, co nie pomaga mu w podbiciu serca Tosi, która mu się podoba.
Życia wszystkich bohaterów zmieniają się, gdy Magda przeprowadza się do Krakowa i wynajmuje pokój u Krzysztofa. Choć jej planem był powrót do telewizji po obnażeniu fatalnej organizacji parady jamników, z czasem sytuacja (sercowa) układa się inaczej i wszyscy doskonale wiemy jak to się skończy.
Po drodze widzimy kilka klasycznych scen, które mają zbliżyć do siebie Magdę i Krzysztofa, rozwiązać problemy Karola oraz przezwyciężyć jamnikowi traumę (serio, Magda prawie znów zabija kolejnego psa, którym miała się opiekować, ale potem go ratuje). Zanim zakochana para padnie sobie w ramiona, dostajemy kilka niezłych (bieganie Magdy po krakowskich urzędach) i żenujących (pies oplątujący ich smyczą, by się zbliżyli) scen, ale na szczęście nie jest tak źle jak mogło się wydawać przed premierą.
Mamy klasyczny kryzys w relacji i dramatyczne rozstanie, ale tylko po to, by wszyscy uświadomili sobie, że najważniejsza jest trwająca jakiś tydzień znajomość, a wielkie pieniądze, luksusowe życie i wymarzona kariera w TV schodzą na dalszy plan i bledną w obliczu wspólnego wyjazdu na weekend, po którym i tak nie wiemy czy para ta będzie razem.
Realizacyjnie „Parada serc” nie jest najgorsza, a zdjęcia czasem bywają naprawdę ładne. Dodatkowym plusem dla fanów Piotra Roguckiego może być jego rola drugoplanowa i fakt, że muzyk ten (obecnie bardziej aktor?) śpiewa podczas filmu dwie piosenki. To tytuł, przy którym da się miło spędzić czas, ale jeśli odpalicie sobie „Paradę serc” jako seans w tle przy kolacji z czerwonym winem, to z tego wieczoru zapamiętacie raczej tylko to wino.
Michał Derkacz
fot. materiały Netflix