Opiekunka: Demoniczna królowa - recenzja
2020-09-14 10:49:01Uwaga: Recenzja filmu zdradza kluczowe elementy fabuły.
"Opiekunka" z 2017 roku była całkiem miłym zaskoczeniem. Horror z elementami komedii z przebojową Samarą Weaving w obsadzie, starał się nawiązywać do klasycznych slasherów, co wychodziło raz lepiej, raz gorzej, ale miało to wszystko jakiś pomysł i jakiś styl. Sequel, który 10 września 2020 zadebiutował na platformie Netflix ma za kamerą tego samego reżysera (McG) i podobną obsadę, ale niestety jego jakość pozostawia wiele do życzenia. Przeczytajcie naszą recenzję filmu "Opiekunka: Demoniczna królowa"!
"Opiekunka: Demoniczna królowa" pokazuje nam losy głównego bohatera z pierwszej części, który zmaga się z różnymi problemami. Cole ma zespół stresu pourazowego, wszyscy (w szkole oraz rodzice) mają go za wariata, który wymyślił sobie wydarzenia z "Opiekunki", a w dodatku jedyna osoba, znająca prawdę – jego ukochana sąsiadka Melanie, niby go wspiera, ale zadaje się z inną ekipą i ma innego chłopaka.
Odskocznią ma być wspólny wypad nad jezioro, jednak wycieczka, zamiast przynieść ukojenie, przywraca koszmar sprzed dwóch lat. Cole ponownie musi strawić czoła demonicznym członkom sekty, którzy potrzebują jego krwi do satanistycznego rytuału i spełnienia paktu z diabłem. Najgorsze jest jednak to, że tym razem na czele satanistycznych psychopatów stoi... Melanie! Dziewczyna wpisała się do pradawnej księgi, która służy do odprawiania rytuału, a jej niewinne spojrzenie naiwnej nastolatki stało się kompletnie inne - pragnące krwi, wulgarne i bezwzględne. Dlaczego tak się stało? Nikt nam tego nie tłumaczy, a przemiana tej postaci jest równie absurdalna, co nielogiczna i głupia.
To też jest częścią większego problemu, jaki można zaobserwować w trakcie całego seansu. Widz jest postawiony przed faktem dokonanym, który musi akceptować, choć go nie rozumie. Twórcy nie poświęcają nawet minuty, by pokazać motywacje bohaterów. Nawet nie wiemy, skąd jest podtytuł filmu "Demoniczna królowa", nie mówiąc już o pogłębieniu genezy satanistycznego kultu i powstania księgi.
Istotą solidnej kontynuacji jest fakt, że fani pierwszej odsłony dostają więcej informacji o rzeczach, które pierwotnie potraktowano pobieżnie. Udany sequel rozwija wątki, dodaje nowych, ciekawych bohaterów i rozwija tych już dobrze znanych. W przypadku filmu "Opiekunka: Demoniczna królowa" nie dzieje się nic takiego. Po zaskoczeniu, jakim jest nowa osobowość Melanie, twórcy popadają w nudną rutynę, prezentując nam szereg wyjątkowo krwawych, ale i dość żenujących i "tanich" scen śmierci kolejnych bohaterów.
Poczucie humoru także kuleje i nie ma w nim śladu pomysłowych i zabawnych scen czy dialogów z pierwszej "Opiekunki". Dostajemy za to kretyńską scenę z sikaniem oraz walkę dziewczyn stylizowaną na bijatyki z automatów do gier wideo. Nie jest to ani zabawne, ani nawet szczególnie kreatywne. Natomiast jeśli mamy doszukiwać się plusów, to na uwagę zasługuje postać Phoebe - buntowniczki, z którą Cole musi współpracować. Razem tworzą niezły duet, a skrywana historia dziewczyny, którą poznajemy w finale, może być całkiem satysfakcjonująca. Podobnie wygląda wątek z powrotem Bee, na którą fani "jedynki" z pewnością czekali.
Ostatecznie, "Opiekunka: Demoniczna królowa" to zarówno kiepski horror i jeszcze gorszy sequel. Seans tego filmu może być przyjemny tylko dla fanów blondynek w kusych szortach i tych, którzy w horrorach najbardziej czekają na tryskającą jak z fontanny krew. Cała reszta powinna omijać to "dzieło" z daleka.
Ocena końcowa: 3/10
Michał Derkacz
fot. materiały prasowe Netflix